Stafano Bollani Trio – Mediterraneo

Uwaga! Stefano Bollani trochę kantuje. Trio to to takie klasyczne nie jest. To zdecydowanie większa obsada, w której udziela się akordeonista oraz 14 członków orkiestry Berliner Philharmoniker. W świetle całego zamieszania oczywiście bogactwo muzykalne Włoch, od Claudio Monteverdiego przez Giacomo Pucciniego, Gioachino Rossiniego, Ruggero Leoncavallo, po Nino Rotę, Ennio Morricone i Paulo Conte/Michele Virano. Z całym szacunkiem, ale trio dramaturgii takich utworów jak Sinfonia z opery Monteverdiego by nie odtworzyła. Muzyka na tym wydawnictwie to istny wulkan również w pozostałych kompozycjach, które jednak doskonale wypełnia interpretacyjny kontrast takich motywów jak ten z filmu „Cinema Paradiso” Federico Felliniego. Bollani nie ulega mimo koncepcji płyty zbytniej powadze odgrywając również rubastyczną wersję reggae kompozycji Morricone Chi Mai. Napięcie oczywiście jest zdecydowanie bardziej odtwórcze i oddające charakter oryginału w kompozycji The Good, The Bad And The Ugly. Na uwagę zasługuje znakomita umiejętność połączenia gatunkowej dychotomii klasyki i kina, zwłaszcza jeżeli tworzy się to z tak kompulsywnym i dynamicznym muzykiem jakim jest Bollani. Komplementarność niekiedy zbija z nóg, chociaż wydaje się, że istnieję również interpretacyjne omsknięcia jak w utworze O mio babbino caro, która w kontekście jazzowym wypada dość miałko. Niezwykłe tempo i charakterność całości tego albumu jest również rezultatem współpracy z kreatywnością aranżacji Norwega Geira Lysnego. Wyczulony orkiestrowy akompaniament świetnie wymienia się z lirycznością fortepianu. Bollani do purystów jednak raczej nie należy, dlatego płyta jest tak bardzo przystępna. Za przykład niech posłuży przedostatni przesycony humorem i elementami kadencji utwór Largo al factotum oraz kończący cały spektakl  – reminiscecja ojca chrzestrznego w kompozycji Fortunella. Czy dzięki tym wersjom Bollaniego, klasyka włoskich kompozytorów ma szansę zaiskrzyć nową falę europejskiego jazzu? Któż to wie!