★★★★★★★☆☆☆ |
1. Jericho 2. Tomorrow Never Knows 3. Rattlesnake Moan 4. Wrath 5. Zombie Train
SKŁAD: Jarosław Daniel – gitary; Jacek Malczewski – bas; Łukasz Mazur – wokale; Maciej Ołownia – perkusja
PRODUKCJA: Robert Nastal (3AKRAM Studio), Jarosław Daniel & Jacek Malczewski – Klub Piękny Pies, Kraków (17 grudnia 2015)
WYDANIE: 8 marca 2016 – My Shit In Your Coffee
Tajemniczy projekt z niepokojąco “omyłkową” nazwą trafia do nas z buszu sypiącego piachu. Przepycha się przez pustynne bezdroża bardzo zachowawczo, niczym – nomen omen – wąż węszący za swoją kolejną ofiarą. Tą jest każdy słuchający tego materiału wielbiciel rockowych przestrzeni zakrapianych smukłymi kroplami stonerowych brzmień.
Debiut krakowskiej formacji pulsuje nagrzanym słońcem już od pierwszych jego dźwięków, które w przypadku Jericho są wyważone i mocno mechaniczne. Wykalkulowane granie wyswabadza się jednak przy rozerwanych refrenach, które niszczą dostojną egzaltację wynosząc utwór do skutecznie krzepiących chaos wykrzyczanych wokali i wydzierającą z albumu rdzę gitar.
Dużą rolę w konwencji Stonerror wiedzie bas, który dyrygując całością, doskonale podtrzymuję transowy pociąg melodii. Ta jedynie gdzieniegdzie wymyka się ze znamion gitar i namacalnie krzepliwych wokali. Perkusja z kolei słusznie miarkuje wszystkie rozwinięcia swoją plemienną machinerią. Dołóżmy do tego potwierdzające melodyczne szlaki dynamiki i mamy doskonały przepis na rockowy sukces.
Instrumentarium Stonerror jest w swojej stylistyce brudu zachowane z anormalną precyzją brzmieniowych mdłości. Nie ma jednak w tym przeczucia przerostu formy nad treścią, która ta w stoner rocku często ma się na rzeczy. Materiał przysypany opadami brudu takich legend jak Kyuss niesie jednocześnie klarowne i paradoksalnie „przejrzyste” idee, często skrojone domieszką orientalnie-onirycznego upojenia mieniącej się ciekawą, acz delikatnie wyciętą psychodelą eklektycznych gitar (Tomorrow Never Know). Wyłącznie z szacunku należy wspomnieć, że właśnie ten utwór to cover Żuków z Liverpoolu, bo z oryginałem ma mało wspólnego. Świetnie potwierdza to jednak ambitne podejście do unikania podejmowania schematów i kluczy oraz poszukiwaniu własnych rozwiązań w aranżacji swojej twórczości tej formacji. Te czy inny brzmieniowo-gatunkowe asocjacje to mocny plus formacji Stonerror, która nie zatapia się w tradycji stonerowej hermetyki i próbuje łączyć siły z sąsiadami brzmieniowych dogmatów.
Naszego grzechotnika poznajemy na dobre dopiero w trzecim utworze, w którym wykorzystano niespotykane wokalizy wykorzystujące onomatopeiczne motywy oparte na tle charakterystycznych przefuzzowanych gitar. Ciekawe zabiegi wokalne na tle chwytliwych riffów z pewnością pozostaną wysyczane w głowach słuchaczy na długo. Po raz kolejny potwierdzone zostaje, że formacja nie stawia na klasyczne rozwiązania, zawsze poszukując czegoś co konfrontowałoby się z szarą rzeczywistością rockowych szablonów.
Pierwsze numery to jedynie ukąszenie. Jad ostatecznie daje znać o swoim działaniu w dwóch ostatnich kompozycjach, mocno zakorzenionych w rocku Wrath oraz Zombie Train z nieco leniwą linią melodyczną wokali, której lekceważąca maniera przyniesie również skojarzenia z punkiem. Niechlujny wokal daje jednak tej muzyce poczucia niezwykłej szczerości, wykazując tym samym potencjał koncertowego szału. Surowizny doda z pewnością fakt, że album nagrany został właśnie podczas jednego z takich właśnie wydarzeń w Krakowie.
Autentyczność przerasta więc formę doszczętnie. Każdy dźwięk popadający w kakofonię potwierdza wagę naturalności takich materiałów, które grunge’owym brudem sponiewierają wizję piękna i uczciwości. Płyta chociaż niezwykle krótka, to naprawdę dobrze wyważona, wiodąca sobą świetną rolę dynamiki, która ma swój początek, rozwinięcie i mocne zakończenia. Z bardzo skromnie zapowiadającego się materiału eksploduje jarzmem energii. Dojrzałość płynie jednak zapewne z bogatej przeszłości muzyków, którzy współtworzyli inne kapele.
Co ciekawe mimo dość przewidywalnego rozwinięcia, nie sposób się z tą płyt nudzić. Wystarczyło 20 minut aby przedstawili swoją konwencję jako materiał niejednoznaczny, oparty na ciekawy rytmicznych rozwinięciach, podpartych hipnotyczną manierą aranżu. Niektóre numery puszczają oko w kierunku prawdziwego stoner rocka, inne w stronę punkowej jazdy. Przyznacie sami, że połączenie dość niespotykane. Tym bardziej zasługuje na uwagę fakt, że za cokolwiek by się nie wzięli to wychodzi im to przekonywująco dobrze. Co jednak najważniejsze, to umiejętność balansowania złotym środkiem muzycznej parafrazy stoner rocka, który wydaje się – mają w garści!