Kinsky – Copula Mundi

★★★★★★★✭☆☆

1. Coincidentia oppositorium 2. O powinnościach ludzi zamożnych

3. Lamentabili 4. L’homme-machine 5. Opera posthuma 6. Historia de l’ceil 7. Multiplied by hypercube 8. Der menscht ist, was er isst 9. Harmonia praestabilita 10. Światłem ciała jest oko 11. Mistici Corporis Christi 12. Rectangular Seal 13. Les Fleurs De Mal 14. Mediator Iscariota

SKŁAD: Paulus von Kinsky – wokal; Tony von Kinsky – gitara/wokal; Artur von Kinsky – gitara basowa; Czubek – perkusja

PRODUKCJA: Kinsky

WYDANIE: 2015 – Requiem Records

Gdybym miał opisać twórczość grupy Kinsky tylko dwoma słowami, to określiłbym ich mianem „muzyki dekonstrukcyjnej”. Nie mam tu na myśli toksycznego wpływu czy obalania konkretnych światopoglądów. Dekonstrukcja w tym wypadku oznacza nie tyle zabawę z formą, wykraczanie poza ramy gatunków, ale także granie atonalne, często pozbawione melodii, pełne dysonansów i szalonego eksperymentu wymykającym się jakimkolwiek określeniom i prostemu szufladkowaniu.

Ciekawe określenie stosują do swojej muzyki sami twórcy, a mianowicie mówią o niej „muzyka spekulatywna”. Rzeczywiście jest w niej sporo ze spekulacji, czegoś nieuchwytnego i ryzykownego zarazem. Wyłamywanie się wszelkim kategoriom i definicjom pozwala bowiem nie tylko na ogromną swobodę artystyczną, ale także interpretacyjną i filozoficzną. Ów konglomerat stylów i emocji, często wręcz skrajnych i zmieniających się w czasie szybciej niż u kogokolwiek, pozwala na zbudowanie wciągającej, niesamowitej atmosfery mającej w sobie sporo z perfomance’u i spektaklu, aniżeli tradycyjnie pojmowanego zespołu, który spełnia się w ramach konkretnego i jasno usystematyzowanego gatunku.

Świadomość, że nie będzie to łatwa muzyka przychodzi od razu w otwierającym Coincidentia oppositorium. Dźwięki z pogranicza dark ambientu i soundtracku do jakiegoś horroru wprowadzają doskonale w klimat całej płyty, ale z całą pewnością nie przypadną do gustu oczekującym prostych, melodyjnych piosenek. Nagłe ustąpienie jazgotliwej kanonadzie łączącej punk rocka z pomysłami King Crimson tym bardziej. Z każdym utworem coraz głębiej zatapiałem się w fotelu i wsłuchiwałem, pozwalając, by przeze mnie ten niesamowity otwieracz płynął. Od drugiego numeru nie sposób nie zacząć doceniać ekspresji, chciałoby się powiedzieć „kudłatych” pomysłów Kinsky’ego. To wręcz esencja awangardy i wspomnianego wcześniej dekonstruktywizmu. Nie oznacza to jednak, że jest to muzyka całkowicie pozbawiona formy, bo przecież instrumentalny pasaż świetnie buduje klimat niczym z filmu grozy gitarowymi, jazzowo zabarwionymi przejazdami i duszną perkusją.

Kinsky nie rezygnuje także z melodii, której szczątkowe elementy da się usłyszeć zarówno właśnie w O powinnościach ludzi zamożnych, jak i w późniejszej części płyty, a zwłaszcza w jej drugiej połowie Doskonale słychać to chociażby w świetnym Historia de l’ceil czy w rozwinięciu Multiplied by hypercube. Bardzo udany pod tym względem jest Der menscht ist, was er isst, moim zdaniem stanowiący na płycie pewną granicę między punkowym prymitywizmem a przykuwaniem większej uwagi do progresywnej formy i wspomnianej szczątkowej melodyki, której nota bene stopniowo jest coraz więcej. To ona – od początku do końca – niesie właśnie cały przekaz. Od Światłem ciała jest oko materiał mimo surowej i nadal trochę chaotycznej formy wręcz kipi od kapitalnych melodii i porywających zagrywek.

Warto też zauważyć, że utwory są ze sobą ściśle połączone, bo tam, gdzie kończy się jeden, od razu zaczyna się drugi. Czasem będzie to ten sam gitarowy riff, a czasem delikatniejsze, bardziej przestrzenne przejście, ale zawsze w taki sposób, żeby zaskoczyć – nieważne, czy słyszy się ich granie po raz pierwszy, czy któryś raz z rzędu. Nieoczywistość i spekulatywność to chyba najważniejsze cechy Kinsky’ego i to właśnie one najbardziej przykuwają uwagę, sprawiając, że mimo pozornego chaosu i nieprzystępności trudno od proponowanych przez grupę dźwięków się oderwać. Poszukiwanie tożsamości, formuły i zrozumienia to nie tylko domena muzyków Kinsky’ego, ale także słuchaczy, którzy przebijając się przez tę muzykę, powinni jeszcze mocniej wejść w siebie, odkrywać najciemniejsze zakamarki swojej duszy i umysłu, bo tego przecież wymaga się od muzyki.

Album interesująco jest też wydany, bo zawierający niepublikowane zdjęcia zespołu i archiwalne materiały prasowe, nie tylko z lat 90., ale także z niedawnych i stosunkowo świeżych jeszcze wydań mówiących o reaktywacji grupy w 2015 roku. Wydany w 1993 roku, a zremasterowany w zeszłym roku. Nagrania nadal robią ogromne wrażenie, nie pozwalają o sobie zapomnieć, nie dają się w pełni pojąć przy jednym odsłuchu, potrafiąc jednocześnie odrzucić i przyciągać z siłą magnesu. Płyta „Copula Mundi” to bowiem twór wielowarstwowy, ekstremalny nie tylko jak na tamte czasy, ale nawet współcześnie. To wspaniała, choć niełatwa, dźwiękowa podróż kryjąca w sobie wiele tajemnic i historii, o wielkim znaczeniu dla polskiej muzyki, nie tylko awangardowej, ale także kapitalna lekcja muzyki, również w ujęciu dekonstrukcyjnym. Perełka, którą warto posłuchać i dać jej szansę, zwłaszcza jeśli usłyszycie twórczość Kinsky’ego po raz pierwszy.