Wielki współczesny dyrygent Leopold Stokowski powiedział, że jazz jest najbardziej zdumiewającym zjawiskiem w całej historii muzyki światowej. Jest w tym wiele prawdy, a po dziś dzień, tj. po ponad 100 latach rozwoju jego perspektywy na tle ogólnej sytuacji w muzyce światowej są nadal znakomite. Muzyka jazzowa nie stoi w miejscu i świadczyć o tym mogą chociażby dwa koncerty, które mogłem zobaczyć podczas tegorocznego, 26-ego Festiwalu Jazzowego w Glasgow, odbywającego się w dniach od 27 czerwca do 2 lipca.
Pharoah Sanders |
Festiwal otwierał legendarny amerykański saksofonista Pharoah Sanders. Ten już 71-letni artysta, uznawany za jednego z twórców free jazzu, zaprezentował tym razem muzykę osadzoną w jazzowej tradycji. Drugiego dnia festiwalu wystąpił kwartet, również pochodzący ze Stanów Zjednoczonych, pianisty Roberta Glaspera. Dla tego muzyka, jazzowa tradycja była natomiast punktem wyjścia do różnego rodzaju eksperymentów. Na tej samej scenie, dzień po dniu, wystąpili artyści, którzy bądź to kreowali nowe kierunki w jazzie (Pharoah Sanders), oraz którzy obecnie je tworzą (Robert Glasper Experiment). Atmosferze obu koncertów sprzyjała nie tylko licznie zgromadzona publiczność, ale przede wszystkim XIX-wieczna sala koncertowa zwana „The Old Fruitmarket”, w której odbyły się oba koncerty.
Dawno minął już czas, kiedy współtworzony przez Pharoah Sandersa nurt free jazzu podbijał światowe sceny i inspirował młode pokolenie muzyków jazzowych na całym świecie. Idea muzycznej swobody trafiła na podatny grunt, a muzycy rozumieli i eksponowali ją w swojej twórczości na odmienne, bardzo indywidualne sposoby. Saksofonista ten wydał ponad 30 albumów solowych oraz uczestniczył jako sideman w nagraniach takich artystów jak: John Coltrane, McCoy Tyner, Don Cherry czy Kenny Garrett. Owej muzycznej swobody saksofonista nie utracił do dziś, choć i on musiał wprowadzić do swojej muzyki nowe elementy, takie jak partie wokalne, „muzykę świata” (The Trance of the Seven Colors), R’n’B (Love will Find a Way), duchowość i filozofie wschodu, czy też szeroko rozumiana, wcześniej napomnianą, jazzowa tradycję.
Robert Glasper |
Na koncercie mogliśmy wiec usłyszeć zarówno popularne jazzowe standardy jak i oryginalne kompozycje artysty; rozbudowane faktury dźwiękowe oraz starannie zaaranżowane ballady. Bardzo ważnym elementem muzycznej układanki był pianista William Henderson. Jego akompaniament oparty na skomplikowanej harmonii i niezwykle zagęszczonej tkance dźwiękowej, przywoływał na myśl sposób gry McCoya Tynera w słynnym kwartecie Johna Coltrane’a na początku lat 60. Lider zespołu, jak zwykle imponował barwą swojego brzmienia, surową, stonowaną i obfitującą w kontrolowane przedęcia. Mimo upływu lat, artysta ten gra z ogromną pasją, energią i nieskrępowaną swobodą. Partia solowa w pierwszym utworze trwała ponad 20 minut! Poza tym Sanders, jak zwykle podczas swoich koncertów, popisywał się również swoim charakterystycznym tańcem, a może raczej… tanecznym chodem oraz śpiewem.
Robert Glasper Experiment |
Amerykański pianista Robert Glasper wystąpił wraz ze swoim projektem Robert Glasper Experiment, promującym swój ostatni album Black Radio. Muzykę zespołu można opisać jako… eksperyment z wykorzystaniem przestrzeni w muzyce, rytmem oraz oryginalną strukturą akordów. Sam lider twierdzi, ze jest znudzony współczesnym jazzem, z powodu braku energii w tym gatunku. Swoje utwory stara się więc komponować bardziej na zasadzie stylu hip hop, zawsze pozostawiając muzykę otwarta na partie wokalne. Podczas koncertu zabrakło jednak tradycyjnego dla hip hopu rapowania. W roli wokalisty wystąpił saksofonista zespołu Casey Benjamin, który przetwarzał swój głos na syntezatorze podłączonym do skomplikowanego zestawu cyfrowych przesterów dźwięku, zwanego vocoderem. Artysta ten popisał się również świetną partią solową na saksofonie altowym, oczywiście również przetworzonym elektronicznie. Doskonale wywiązywał się ze swojego zadania perkusista Chris Dave, który tworzył skomplikowana tkankę polirytmiczną, przy jednoczesnym trzymaniu ustalonego tempa. Jego solo wywarło największe owacje wśród zgromadzonej publiczności. Lider zespołu grający na fortepianie oraz organach Fender Rodhes z jednej strony imponował błyskotliwymi partiami improwizowanymi, a z drugiej doskonale kontrapunktował pozostałym członkom zespołu. Wszystkie utwory zostały starannie zaaranżowane, choć w odmiennej formie, do której przyzwyczaić nas mogła forma utworu jazzowego. Zamiast standardowej formuły, tj. temat – partie improwizowane – temat, wystąpiła tu forma zaczerpnięta z muzyki popularnej, czyli zwrotka – refren – zwrotka – refren, gdzie improwizacje pojawić się mogły w dowolnej chwili. Zespół wykonywał swoje autorskie kompozycje jak również i utwory innych artystów, jak na przykład Smells Like Teen Spiritkultowego zespołu Nirvana. Utwór ten chyba już na stałe wpisał się w szereg współczesnych standardów jazzowych, bowiem wykonywany jest już nie tylko przez najmłodsze pokolenie adeptów jazzowego grania. Na bis zespół wykonał słynneI Can’t Help ItMichaela Jackson, dzięki czemu jeszcze bardziej zapadł w pamięci szkockiej publiczności.
Pozostaje mi tylko żałować, że na festiwalu nie było więcej artystów tej rangi, co opisani powyżej. Niestety to kwestia budżetu tego festiwalu, ale to już zupełnie inna historia….