„Conversation #1: Condensed” to pierwsza odsłona wyjątkowego i niezwykle ambitnego projektu Floriana Arbenza. Szwajcarski perkusista znany jest z tria Vein, międzykontynentalnej grupy Convergence, czy nie tak dawno wydanej płyty „Reflections of the Eternal Lines” (Inner Circle Music, 2020) nagranej w duecie z saksofonistą Gregiem Osby. Najnowsze wydawnictwo to początek cyklu, na który składać się będzie 12 albumów (konwersacji) nagranych w różnych składach instrumentalnych i osobowych. Czy artysta będzie miał wystarczająco inwencji twórczej, aby zrealizować tak szeroko zakrojony plan? Na to pytanie znajdziemy odpowiedź w bliżej nieokreślonej przyszłości, natomiast już dziś mamy tego przedsmak.
Florian Arbenz zaczyna odważnie i rezygnuje z podstawy basowej, stawiając na trąbkę (Hermon Mehari) i gitarę (Nelson Veras). Nietypowa obsada wykonawcza jest zapalnikiem ponad 40-minutowego muzycznego dialogu, na który składa się dziesięć utworów głównie autorstwa lidera, a także Antonio Carlosa Jobami (Olha Maria), Ornette’a Colemana (Race Face) i Eddie’ego Harrisa (Freedom Jazz Dance).
Rozpoczynający płytę Boarding The Beat dosyć dosłownie oddaje relacje panujące pomiędzy trzema artystami. Poprzez krótkie frazy muzycy jakby starają się lepiej poznać, rwą narrację licznymi pauzami i przechodzą do kontrataku stosując zaskakującą artykulacje. Jakże odmiennie jawi się na tym tle Groove A, najbardziej motoryczny utwór, który z całą mocą oddaje rytmiczną, a w zasadzie polirytmiczną pomysłowość lidera. Takie utwory jak In Medias Res przypieczętowują jego perkusyjne mistrzostwo, ale mimo to płyta pozostaje wydawnictwem w pełni zespołowym. Rytmika wielokrotnie staje się elementem formotwórczym na płycie, co z resztą stanowi doskonały balans dla jej części balladowej, gdzie dominuje melodia i starannie kształtowane brzmienie partii trąbki i gitary. Takie utwory jak Olha Maria, Let’s Try This Again, Dedicated To The Quintessence to doskonały przykład na liryczną wrażliwość tria.
„Conversation #1: Condensed” daje dużo więcej niż tylko to, do czego przywykliśmy słuchając tradycyjne jazzowe trio. Przy całej oryginalności w obsadzie wykonawczej, nie znajdziemy tu objawów wymuszonej wynalazczości. Artyści doskonale odnajdują się w swoich rolach i wykorzystują swój potencjał do osiągnięcia zupełnie nieoczekiwanych dla nas słuchaczy efektów. Płytę traktować możemy jako swego rodzaju uwerturę do czegoś, co ostatecznie może stać się opus magnum artysty. Z niecierpliwością czekam na kolejne odsłony.