Wielu zastanawia się, jak mogliby wyglądać nasi ludzcy odpowiednicy na innych planetach, ale nikt jeszcze nie zastanawiał się, jak mogłaby brzmieć muzyka w innym zakątku naszego wszechświata. Ta formacja podjęła się tego zadania i to bardzo skrupulatnie. Projekt nawiązuje do historii niejakiego Billy Meiera, który utrzymywał, że jest w kontakcie z istotami z kosmosu. Ten projekt oferuje wgląd w fantazje owego człowieka, operując dostępnymi środkami na tyle stylowo i abstrakcyjnie, że można niemal w to wszystko uwierzyć. Krążek „Sounds From Erra” to bowiem kompletna podróż z Ziemi na planetę Erra i z powrotem, a zarazem muzyczna opowieść o życiu, stworzeniach, rytuałach, zwierzętach i naturze tej planety – miejsca romantycznego, przepełnionego wizją urbanistycznego futuryzmu i magią leśnej przyrody. Album ma mocno rozbudowany koncept, którego opowiedzeniu treści i formy towarzyszy charakterystyczna narracja. Niemalże czuć na karku Davida Attenborougha. Muzyka? Pełen kosmos, od psychodeli poprzez new wave, norwerski folk, a nawet twórczość Johna Coltrane’a z lat 60. Znaleźć w tym przestrzeń jest bardzo łatwo. Człowiek ulega pewnej hipnozie. bo i muzyka jest wyjątkowo spirytystyczna, mimo że pod względem instrumentarium nie ma przecież tu wielkich fajerwerków. Skąpe gitary, smukła perkusja, nieskrępowany bas, rozciągnięte partie skrzypiec, charakterystyczne eteryczne syntezatory, a jednak jest w tym wszystkich pewien niepokój i świadomość bycia w innym miejscu, innej przestrzeni. Wyrafinowany i stylowy projekt acz skierowany do niszy osób, która potrafi mentalnie korelować pop, art rock, psychodelię i chaos w jeden kosmiczny instrumentalny sojusz (Luminiscent Squirrels). Hybryda zaskakujących acz wyważonych momentów. Ten album to muzyczny reportaż, którego wyrafinowanie równa się z lirycznym opanowaniem naszego reportera „nowych światów” Ryszarda Kapuścińskiego. Odlot!