★★★★★★★★☆☆ |
1. Hearts 2. Hunt 3. Horns 4. Wastelands 5. Pale 6. Fall 7. Gone 8. Ascend 9. Hope
SKŁAD: Mateusz Śmierzchalski – gitary; Marek Zieliński – gitary; Konrad Ciesielski – perkusja; Bartosz Hervy – klawisze i elektronika; Matteo Bassoli – gitara basowa i wokal; Piotr Pieza – wokal
PRODUKCJA: Jan Galbas
WYDANIE: 21 października 2016 – Mystic
Blindead przeszli długą drogę od sludge’owych początków z „Devouring Weakness”. Już na drugim albumie zwrócili się ku post metalowi, który wyniósł grupę na artystyczne wyżyny. „Absence” z 2013 był kolejnym momentem zwrotnym dla zespołu z Gdyni, a w szczególności dla ich fanów. Blindead bowiem spróbowali swoich sił w rejonach progresywnego metalu, które nieobce są choćby Riverside. Wyszło im to nad wyraz dobrze i dobra passa nie została przerwana, choć pojawiły się malkontenckie opinie. Niestety w zeszłym roku wszystko zaczęło się sypać, szeregi opuścił wokalista, który był bardzo ważną częścią brzmienia zespołu, i muzycy podjęli się znalezienia godnego następcy. Padło na Piotra Piezę, którego pierwszym wielkim testem jest nowy album – „Ascension”. Album, który może podzielić fanów.
Blindead kontynuują podróż w atmosferyczne zakątki progresywnego rocka i post metalu. Jest tutaj zdecydowanie więcej spokojnych momentów niż na „Absence”, ale zespół nie zanurza się całkowicie w jeziorze melancholii. Matteo Bassoli (wciąż nie wierzę w jego nazwisko) odciska swoje piętno prawie w każdym utworze, sprawiając, że płyta jest bardzo zorientowana na rytmikę. Wtóruje mu Konrad Ciesielki na perkusji. Jednym z zarzutów przy okazji poprzedniego wydawnictwa było zbytnie porzucenie własnej tożsamości. Szczerze, trudno mi znaleźć wiele zespołów, które z taką łatwością przy każdej kolejnej zmianie zachowywałyby własny styl. Oczywiście zmiana na stanowisku krzykacza była sporym wyzwaniem, ale muszę stwierdzić, że „Ascension” jest w 100% płytą Blindead.
Hearts to pierwszy utwór, jaki dane nam było usłyszeć. To odważny wybór, bo nie jest to numer łatwy. Zaczyna się plemiennym bębnieniem i powolnym budowaniem napięcia, słychać też dźwięki przyrody, a w końcu przedsmak tego, co ma do zaoferowania Pieza. Nowy wokalista śpiewa dość nisko, ale melodyjnie. Następujące po nim Hunt i Horns to już metal pełną parą. Szczególnie rozpędza się Hunt, który po prostu dewastuje słuchacza. Interesująco wypada shoegaze’owa ściana gitar. Horns ma trochę więcej do zaoferowania w departamencie aranżacji. Dużo gęstego klimatu, melorecytacje i mastodonowe przejścia są tutaj głównymi atutami. Nowy nabytek pokazuje tutaj, że świetnie sobie radzi w dynamicznych kompozycjach. Fani początków grupy powinni być zadowoleni, choć nie jest to już intensywność „Autoscopii”.
Im dalej w „Ascension”, tym robi się ciekawiej. Wastelands to oszczędna przebojowość i studnia klimatu. Mimo zwolnienia tempa, sekcja rytmiczna gra gęsto jak nigdy. Pieza śpiewa bardzo leniwie i posępnie, ale jest w tym coś przejmującego. Jednak popisowym numerem, jeśli chodzi o wokal, jest Fall, który skupia się na budowaniu dźwiękowych obrazów, aniżeli faktycznej muzyki. Pieza jednak jak opętany maltretuje swoje struny głosowe, pokazując, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Do tego nie można nie pomyśleć o Neurosis, słuchając tego utworu. Gone mimo swoich walorów stoi trochę w miejscu i cały czas łapię się na oczekiwaniu aż osiągnie on apogeum. Nie można tego samego powiedzieć o Ascend. Obłąkańcze gitary oplatają akustyczne dźwięki, tworząc ciekawy dysonans. Monumentalny finał przypomina nam, czego brakowało w Gone. Pale z kolei ma aspiracje, by być najbardziej przekorną kompozycją na płycie, ciągle łechcąc nasze zmysły próbą wyrwania się ze swoich ram. Utwór cały czas zwiastuje epicką konkluzję nagłymi uderzeniami ciężkich gitar, ale tymczasem co raz bardziej kieruje się w spokojne rejony wzbogacone delikatną elektroniką, by w końcu na sam koniec dać nam to, na co czekaliśmy od początku. Jest to perfekcyjnie zbudowane 8 minut. Płytę wieńczy spokojna ballada ze sporym ładunkiem emocjonalnym.
„Ascension” to Blindead czerpiące umiejętnie ze swoich wszystkich inspiracji. Kiedy trzeba zespół nie boi się łoić gitarami jak za dawnych lat, ale znacznie chętniej oddaje się atmosferycznym poszukiwaniom. Czyżby gdynianie pragnęli podążyć krokami Katatonii? Pan Pieza mnie szczerze mówiąc jeszcze w pełni nie przekonał, a początki były szczególnie trudne. Czasami wydaje się, że śpiewa zbyt leniwie w niskich rejestrach, niemal sennie z lekką nosową manierą, ale jego wyziewy przekonały mnie, że ma bardzo bogaty warsztat i wpisuje się dobrze w konwencję zespołu. Ciekaw jestem, jak brzmią w jego wykonaniu starsze kompozycje.
Jeden z naszych najlepszych towarów eksportowych po raz kolejny skoczył trochę w bok, tym razem był to mniej radykalny ruch, choć niektórzy fani mogą kręcić nosem na zmiękczenie brzmienia. Według mnie wyszli na tym dobrze i mimo że „Ascension” jeszcze mnie z butów nie wyrwało jak poprzednie dzieła, to zaliczam je do płyt bardzo udanych i interesujących.