Rafał Żak – instrumentalne perpetuum mobile. Jego najnowszy krążek się po prostu chłonie. Może nie ma niespodzianek w samej sferze gatunku, który jest przecież doskonale znany fanom protagonisty tejże stylistyki Stevena Wilsona, ale w Ordinary Brainwash jest coś naprawdę nadnaturalnego, co łączy tę wyeksploatowaną stylistyczną „pospolitość” z magią progresywnych rozwiązań. Może zamiast tej klasycznej papki maniaków Porcupine Tree jest tutaj więcej eterycznych wzlotów uwsteczniających lata świetności Pink Floyd. Są fragmenty melancholijne, zlewające oniryzm przestrzenią czy też saksofonowymi przygrywkami. Są też pozycje nad wyraz drapieżne, oplecione mocnymi riffami. Paradoksalnie względem konceptu, jaki został podjęty i krytyki cyfrowego świata spora tu również dawka elektronicznych postulatów. Album pełen brzmieniowych ekstrawertyzmów, które pozbawione są jednocześnie patosu art rocka. Tylko czekać, aż recenzenci zaczną opisywać diagnozę uzależnienia tymże wydawnictwem. Artysta absolutnie numer jeden pod względem niedocenienia na naszym rynku. A to wszystko… za darmo. Wierzyć się nie chce!