Józef Skrzek & Przemysław Rudź – The Stratomusica Suite

★★★★★★★★★☆

1. Prologue 2. Towards The Destiny 3. Moments of Suspension 4. Suddenly Jet Streamed 5. At The Gates of Cosmic Mysteries 6. Epilogue (For All The Explorers)

SKŁAD: Przemysław Rudź – instrumenty klawiszowe; Józef Skrzek – instrumenty klawiszowe

PRODUKCJA: Przemysław Rudź

WYDANIE: 1 czerwca 2014 – Generator.pl

www.facebook.com/przemyslaw.rudz

Dzielenie tego dzieła na poszczególne części składowe jest bezcelowe. Chyba że za cel będziemy stawiać sobie rozpisanie na poszczególne utwory koncertów Przemysława Rudzia i Józefa Skrzeka, co w przypadku obu panów wydaje mi się zdecydowanie niepotrzebne. Dla utrzymania pewnych standardów recenzji omówię pokrótce każdy fragment suity. Suity, której tak naprawdę słucha się od początku do końca z zapartym tchem, nie robiąc sobie przerw. W końcu to lot ku przestworzom, ku stratosferze, gdzie oczami wyobraźni, oczarowani dźwiękami muzyki, na wyciągnięcie naszych rąk będziemy mieli kulistą ziemię i zimną czerń rozgwieżdżonego nieba.

Jeśli spojrzymy tylko na metrykę obu panów, to możemy postawić tezę, że mamy do czynienia z zależnością mistrz i uczeń (Skrzek jest starszy o pokolenie), gdy przysłuchamy się samej muzyce, zmieniamy zdanie i stwierdzamy, że mamy do czynienia z dwoma mistrzami muzyki elektronicznej.

Prace nad płytą trwały trzy miesiące i prowadzone były korespondencyjnie. Józef Skrzek swoje partie nagrał w studiu w Wojkowicach na Śląsku. Wykorzystał przy tym swojego nieśmiertelnego Minimooga, znanego fanom rocka progresywnego z częstego wykorzystywania w utworach solowych, czy w SBB, jak i klawisze Kurzweila. Przemysław Rudź swoje partie nagrał w studiu w Gdańsku, wykorzystując klawisze Korga, Norda i francuską Arturię. Efekt jest piorunujący, blisko godzinna suita będąca odzwierciedleniem, jak czytamy w podtytule płyty: Music for the Balloon Mission on the Edge of Outer Space. Suita została podzielona na sześć części, które przechodzą bardzo płynnie i trzeba bardzo skoncentrować się na dźwiękach, by odszukać te podziały albo skorzystać z informacji podanej przez pana Przemysława.

Przemysław Rudź za swoim instrumentarium…

Na pytanie, jaka jest ta płyta Rudź odpowiedział: Płyta trudna, adresowana dla ambitnego słuchacza, ale mam nadzieję warta zainteresowania jako odskocznia od niesamowitego tempa codzienności. Mam nadzieję, że nikt, kto wygospodaruje sobie trochę wieczornego czasu, aby z drinkiem w dłoni wygodnie usiąść w ulubionym fotelu i wysłuchać płyty w całości, nie będzie żałował. To transcendentna podróż do stratosfery, gdzieś na granicę kosmosu, gdzie z dystansem można spojrzeć na otaczające nas problemy. Czymże one są wobec potęgi Wszechświata?

Zrobiłem dokładnie tak, jak widziałby to sam autor płyty. Usiadłem w fotelu wieczorową porą i zacząłem słuchać. Płyta zaczyna się od Prologue – zwitki różnych efektów dźwiękowych pełnych niepokoju, ekscytacji, lekko się urywających, wciąż sprawiających wrażenie stąpania po ziemi, gdy po około czterech minutach zaczynają pojawiać się lekkie, syntezatorowe pasaże. Wtedy zaczynamy czuć się lekko i już wiemy, że nasz balon uniósł się nad ziemię.

Wraz z trzynastą minutą jesteśmy w drugiej części utworu. Z głośników wylewa nam się pierwsza rytmiczna fraza, a to za sprawą odpowiednio zaprogramowanych sekcji basu i perkusji. Partie Skrzeka i jego Minimooga idealnie komponują się z podstawą wygrywaną na Korgu przez Rudzia.

Sielanka trwa około 10-ciu minut. W tym czasie naszym balonem docieramy do granicy, gdzie nasza kosmiczna kapsuła nie może polecieć dalej. To punkt kulminacyjny płyty. Spowolniona muzyka, metaliczny dźwięk i swego rodzaju burczenie powoduje w nas niepewność, trwogę, a z drugiej strony radość i fascynację miejscem, w którym się w naszej podróży znaleźliśmy. Będąc tak daleko, potęguje się strach przed nieznanym, uzupełniany przez dronowy dźwięk.

…i Józef Skrzek w otoczeniu własnych syntezatorów.

Czwarta cześć nagrania to ciąg gęsto szytych syntezatorowych solówek. Zaimprowizowane melodie pną się w górę, pulsują, ekscytują swoimi przejściami temp. Wyraźnie bardziej agresywna struktura rytmu w tym fragmencie zdecydowanie przywodzi na myśl klasyków rocka progresywnego. Jest to bez wątpienia najlepszy element suity.

Kolejna część – At The Gates Of Cosmic Mysteries to kolejna zmiana tempa, tak pożądanego w takich kompozycjach. Utwór znów jest spokojny, dźwięki klawiszy przytłumione, a na pierwszy plan wysuwają się efekty wodnych pulsacji czy też spadających kropel. Zostają one jednak przerwane perkusyjnym rytmem i kilkoma gładkimi klawiszowymi akordami. Co to znaczy? Wracamy powoli na ziemię.

W finale kompozycji słyszymy wspaniały, zapamiętywalny motyw Rudzia oraz lekkie pasaże wygrywane przez Skrzeka. Podobnie jak wcześniej rytmiczne przejścia są bardzo hipnotyczne, ale tym razem mniej intensywne. Taki właśnie jest koniec tej jakże wspaniałej suity – rajski, lekki, dający otuchę i nadzieję. Jesteśmy znów na staruszce Ziemi, w naszym domu.

Czy muzyka ma jakieś granice? Bardzo możliwe. Ile jeszcze kooperacji i gatunków ze sobą się nie połączyło, a sama myśl o łączeniu przeciwstawnych gatunków budzi w nas niepokój. Czy zaś muzyka Skrzeka i Rudzia ma granicę? Moim zdaniem nie! Tytułowa stratosfera jest granicą symboliczną, bo muzyka spokojnie mogłaby przekroczyć tę sferę i dotrzeć do momentu bezwzględnej ciszy w kosmosie, a już na pewno przekracza granicę wyobraźni i zabiera w cudowną podróż po syntezatorowych dźwiękach. Dajcie się porwać i Wy!