★★★★★★★☆☆☆ |
1. I 2. II 3. III 4. IV 5. V 6. VI 7. O
WYDANIE: 13 maja 2017 – Avantgarde Music www.avantgardemusic.bandcamp.com/album/saule
Opakowanie debiutanckiej płyty grupy Saule z Sosnowca nie łaknie uwagi błądzących oczu postronnych słuchaczy. Na froncie nie ma nawet nazwy zespołu, jedynie niewyraźna postać otulona jakby śnieżycą światła, próbująca iść naprzód mimo przeciwności losu. Kolorystyka jest chłodna i odpychająca, co sprawia, że zainteresuje tylko tych, którzy właśnie tego szukają w muzyce. Świetny zabieg, oznajmiający, że w wypadku Saule liczy się tylko i wyłącznie muzyka. Dlatego też w środku opakowania nie ma absolutnie żadnych informacji na temat zespołu, tylko enigmatyczna lista utworów.
Saule polubią przede wszystkim ci, którzy preferują aktualne oblicze Blindead, blisko też grupie do Defying. Mamy więc przed sobą krążek post metalowy, nastawiony na wytworzenie specyficznej atmosfery chłodu i osamotnienia. Dużo hipnotyzowania i wciągania w rozbudowane dźwiękowe konstrukcje ma miejsce na tym krążku, ale też odpowiednia dawka sonicznej dewastacji.
Już w pierwszym utworze dostajemy sporą dawkę post rockowego malowania dźwiękiem. I rozwija się bardzo powoli, ale warto czekać na jego zwieńczenie, w którym zdarty głos wokalisty kieruje muzykę na znacznie cięższe tory. Tak więc w II nie ma już pieszczot. Kompozycja jest bardzo w stylu Blindead – klimatyczne gitary, emocjonalny śpiew i sekcja rytmiczna gęsta niczym wytłumaczenia męża, skąd wzięła się ta czerwona szminka na jego koszuli po służbowej kolacji. Kolejna, sygnowana nr III, dawka muzyki popchnęła mnie w stronę ciekawych skojarzeń, bo oto zanotowałem sobie „Sólstafir + black metal”. Sólstafir, ponieważ kompozycja ma specyficzną melodykę o nieco folkowym zabarwieniu (wsłuchajcie się w partię gitary), a black metal zrozumiecie, kiedy usłyszycie to perkusyjne łojenie i growl wokalisty. Jednym słowem jest intensywnie. IV to po prostu instrumentalna miniatura, która w sumie nie wnosi nic nowego i trudno mi zrozumieć jej rolę. V przenosi nas z powrotem do krainy post rocka, ale tym razem tej wybuchowej odmiany. Napięcie rośnie w nim z każdą sekundą, mimo że trzyma się wielu schematów, które zabijają ten gatunek. Pod VI kryje się tak naprawdę finał „Saule”. Wszystkie najlepsze elementy muzyki Saule zostały zebrane w tych niespełna 8 minutach. Wszechstronność wokalisty z pewnością bardzo się wyróżnia w tym utworze. Jego opętańczy wrzask kipi od emocji, do których boimy się przyznać przed nami samymi. Niski, grobowy growl potrafi się z łatwością przeistoczyć w blackmetalowy skrzek. Taki wokalista to skarb. W przypadku ostatniej kompozycji nawet tytuł zdradza, że nie do końca pasuje on do zestawu i jest czymś całkowicie innym. Pogłosy, sprzężenia i buczenie wprowadzają słuchacza w posępny i depresyjny nastrój. Pozostaje pustka i niedosyt.
Niedosyt, bo płyta ma zadatki na naprawdę rewelacyjny debiut. Niestety parę mało wyróżniających się momentów sprawia, że nie jestem w stanie się w pełni zachwycić. To również tylko 5 utworów z prawdziwego zdarzenia. Kiedy jednak Saule błyszczy, to wręcz oślepia (III i VI). Nie zdziwię się, jeśli płyta wyląduje w paru polskich podsumowaniach (może nawet zagranicznych), ale ja słyszę, że zespół jest w stanie podnieść poprzeczkę jeszcze wyżej i być ważną częścią polskiej sceny muzycznej.