Osada Vida – The After-Effect

★★★★★★★★★✭

1. King Of Isolation 2. Sky Full Of Dreams 3. Still Want To Prevaricate? 4. Lies 5. Dance With Confidence 6. I’m Not Afraid 7. Losing Breath 8. Restive Lull 9. Haters 10. No One Left To Blame

SKŁAD: Marek Majewski – wokal; Łukasz Lisiak – gitara basowa; Janek Mitoraj – gitary; Rafał „r6” Paluszek – klawisze; Marek Romanowski – perkusja. Gościnnie: Agnieszka Sawicka – I skrzypce; Jakub Kowalski – II skrzypce; Anna Krzyżak – altówka; Wojciech Skóra – wiolonczela.

PRODUKCJA: Jan Mitoraj, Sławek Gładyszewski & Maciej Stach (MaQ Records)

WYDANIE: 3 października 2014 – Metal Mind Productions

www.osadavida.art.pl

Z ostatnią płytą była zmiana wokalisty. Tym razem czekała na nas kolejna rekonfiguracja na stanowiskach perkusisty oraz charakterystycznej gitary. Takie przeszeregowania w historii muzyki raz wypadały gorzej, raz lepiej, ale zawsze budziły duże kontrowersje. W przypadku Osada Vida jest to jednak relatywnie i paradoksalnie mało odczuwalne. Zespół ewoluuje, ale na swój sposób wciąż ciągnie ten sam wózek progresywnych ekspresji.

Na początek może gwoli wyjaśnienia słowa Rafała Paluszka. Tak bowiem klawiszowiec komentuje powstanie samego krążka: Nasza kolejna płyta, podobnie jak „Particles” (2013 – przyp. aut.), nie jest płytą koncepcyjną. Odeszliśmy od tej formy tworzenia. A tytuł „The After-Effect” powstał trochę dla żartu, trochę na poważnie. After-effect to skutek, następstwo, konsekwencja czy wszystko to, co jest wypadkową tego, co nam się w życiu przydarza. Płyta zawsze jest podsumowaniem pewnego etapu, to zawsze zwieńczenie procesu twórczego, który przecież nie bierze się znikąd i trwa. Doświadczamy pewnych rzeczy, każda sytuacja ma większy lub mniejszy wpływ na to, co robimy. Więc dlaczego nie miałyby one mieć niczego wspólnego z muzyką, którą tworzymy? W stosunkowo krótkim czasie zmieniło się 2/5 składu Osady.  Takie zmiany są niczym tsunami: są straty, ale jest też motywacja do budowania czegoś nowego, czegoś, na co w normalnych, spokojnych czasach nie mielibyśmy odwagi. Nie wiemy, jakie efekty będą miały wydarzenia, którymi żyjemy dzisiaj. Zgodnie z matematyczną wizją świata możliwych dróg jest nieskończenie wiele, każda z nich ma nieskończenie wiele możliwości i tak dalej. Tym jest „The After-Effect”. Tak też się dzieje. Nowy album to nowy wymiar brzmieniowych doświadczeń.  

The After-Effect” to muzyka świeża, dojrzała, niepowtarzalna i chyba ich najlepsze dzieło.

Obaj nowo dołączeni muzycy mogli pochwalić się masą piekielnie dobrych zagrywek. Za najważniejsze należy podać jakże kojące instrumentalne wojaże w Still Want To Prevaricate, solo Janka Mitoraja w pierwszym King Of Isolation czy też jego akustyczne pasaże w Dance With Confidence oraz brzmieniowe „rewelacje” w najbardziej lirycznym Restive Lull etc. Można tak wymieniać jeszcze więcej… Jak wspominał Łukasz Lisiak – Uczyliśmy się też cały czas nowej dla Osady formy tworzenia piosenek. To ostatnie słowo dużo nam bowiem o ostatnim wydawnictwie może powiedzieć. Kierunek przebojowości wydaje się dziś być naturalnym etapem w rozwoju progresywnych formacji, a szukać nie trzeba daleko, bo wystarczy wspomnieć ostatnią płytę Pendragon „Men Who Climb Mountains” (2014), Yes „Heaven & Earth” (2014) czy ostatnie dokonania Pain Of Salvation, których echa zespołów na albumie Osada Vida bardzo łatwo wychwycić. 

Element „piosenkowości” niesie tę formację jeszcze silniej, po raz kolejny opierając aranżacje na multum melodyjnych wyliczanek (King Of Isolation), ozdobionych po raz pierwszy jakże lirycznymi partiami kwartetu skrzypiec subtelnie koloryzującymi tło (Sky Full Of Dreams, Haters, Restive Lull), zwiększając zakres atmosfery majestatu, którą powielają ciekawe harmonie wokalne (I’m Not Afraid). Dla tych, którzy boją się, że zakrawa to wszystko o zbytni mainstream, przytaczam te oto słowa: Jeżeli ktoś martwi się, że wyjdzie płyta poetycko-romantyczna, to niech go ten fakt nie zmyli – partie smyczkowe, które pojawią się w kilku fragmentach dodają ciężaru i niesamowitej energii! – podkreślają muzycy, a basista dodaje: Miałem pomysł, by nowy album był jak najbardziej naturalnym połączeniem Osady z trzech pierwszych płyt, koncepcyjnych płyt, z muzyką zaprezentowaną przez nas na „Particles”. Na „The After-Effect”, podobnie jak na poprzedniej płycie, każdy z utworów stanowi odrębną całość. Chciałem połączyć siłę melodii, którą podkreśla i uwypukla porywający śpiew Marka, z lekkimi zawijasami dźwiękowymi, którymi bawiliśmy się za czasów Osady jako kwartetu. To był główny klucz podczas komponowania. Cóż, mają klucz i mają chyba wszystko, czego potrzeba takiej formacji, aby wzbić się na szczyty popularności, od instrumentalnych partii, których technika sięga zenitu, idąc przez bogatą hipnotyzującą barwę wokalisty, a kończąc na konsternujących rytmiczno-melodycznych pomysłach całej załogi rozjuszających rockowe oczekiwania i doznania. 

Prostota kłania się progresji, a progresja zgniata swoją formą banalność. Zatacza się błędne koło, które słuchaczowi daje jednak magiczną frajdę ze słuchania.

Zespół chyba nie zamierza się zatrzymywać, a jeżeli będzie się rozwijał w takim tempie, to kto wie, na czym to wszystko się skończy… Wiem jedno, że odnajdzie się w tej muzyce każdy fan szerokiej łaty rocka, eksperymentalnego jazzu, a nawet fusion. Na albumie z pewnością każdy wytropi świetną polirytmię kompozycji (King Of Isolation), której progresja świetnie łączy się z przestrzenną melodycznością oraz kontrastującą zadziorną i brudną solówką gitary. Sporo w tym znanego w niszy klimatu polskiego Pinkroom i przebojowości nowej odsłony The Pineapple Thief. Sky Full Of Dreams oprócz piękna skrzypiec prowadzi oniryczny bas, do którego subtelności dokłada się przyjaźnie rozbujany refren z melodeklamatycznymi wokalami przypominającymi niejaki Marillion. Powiewa od czasu do czasu delikatną nadwyrężoną popową barwą, którą na szczęście przerywają i zaostrzają kolejne dokonania Janka Mitoraja. 

Still Want To Prevaricate? to instrumentalne pasaże melodyjnych dźwięków wprowadzające nas w swój świat lekko futurystycznym intrem, które przybiera z czasem pobieżne odmiany acid jazzu. Najmocniejszy, można rzecz, metalowy Lies to to, co najbardziej lubię w tym zespole, a mianowicie niebanalność struktury i komplikacje rytmiczno-melodyczne, którymi wprost rozkoszują. Nierównomiernie prowadzone instrumentarium z chaotycznego powozu dźwięków przechodzi w piękny usystematyzowany balejaż progresywnego mistrzostwa w pokłonie Porcupine Tree. Budują tak i łączą różne elementy, które cementują instrumentalne improwizacje pokłosiem jazzowo-awangardowej chmury klasyki. 

Doczekaliśmy się! Był krok do przodu, a nawet dwa. Dziś otrzymujemy skok na głęboką wodę!

Dance With Confidence to kolejna dawka instrumentalnych wojaży prowadzonych ciekawymi akustycznymi wykonami. W epickim I’m Not Afraid na pewno zwrócimy uwagę na genialnie wypełniające swoją ciepłą barwą pianino, które przywiodło mi na myśl dokonania Flying Colors oraz Transatlantic. Właśnie w takiej otoczce Osada Vida tworzy swoje piękne harmonie i charakterystyczną przebojowość najlepiej. Losing Breath to puszczenie oka w stronę Riverside i świetna mechaniczna rytmika oraz ciekawe zmienne tempo, które najbardziej zwracają na siebie tu uwagę, a Haters z kolei świetnie kontrastuje i neguje wcześniejszy melodyczny liryzm zdecydowaną agresją bazującą na głębokim dudniącym groovie. Ten zostaje w miarę rozwoju sytuacji w piękny sposób rozwinięty w dramaturgicznym finale. Na tych, którzy doczekali się ostatniej kompozycji, a wątpię, że takich nie ma, czeka instrumentalna burżuazja progresji, która ostatecznie stawia kropkę nad i… mprowizacyjnymi umiejętnościami tej muzycznej szajki. Być może czasem brakuje w pewnym stopniu konsekwencji w prowadzeniu i łączeniu tematów, a paleta barw przechodzi w inne zbyt drastyczne, ale nie sądzę, że jest to tak bardzo istotne, bo ekstatyczne doznania, jakich musieli doznawać muzycy tworzący tę kompozycję na pewno tłumaczą ich emocjonalne podejście, które udziela się również słuchaczowi. Odlot!

Ich muzyka sięga coraz bardziej światowego poziomu. „The After-Effect” to muzyka świeża i dojrzała. Śmiem powiedzieć niepowtarzalna i chyba ich najlepsze dzieło. Prostota kłania się progresji, a progresja zgniata swoją formą banalność. Zatacza się błędne koło, które słuchaczowi daje jednak magiczną frajdę ze słuchania. Płyta bije swoją energią od pierwszego do ostatniego kawałka. Nie brakuje długich instrumentalnych partii, które jak nigdy ukazują muzyczne umiejętności członków formacji. Formację Osada Vida nadal reprezentuje pogrom połamanych rytmów, które u mnie zdobyły największe uznanie. Zwróciłem uwagę na aranżacje, które w żaden sposób nie trącają banalnością. Zgrzytliwe riffy budzą napięcie. Bas trawi i utwardza brzmienie. Klawisze niosą przestrzeń. Wokal rozpływa się w dźwiękach. A przecież ten zespół jeszcze dojrzewa. Wzbudzali podziw już dawno. Ta płyta to tylko potwierdzenie ich umiejętności i członkostwa rockowego podium… Polski, ale czy tylko? Wielu oczekiwało prawdziwych rywali Riverside na naszym rynku. Doczekaliśmy się! Był krok do przodu, a nawet dwa. Dziś otrzymujemy skok na głęboką wodę!

OSADA VIDA – KING OF ISOLATION