Ugly 10 – Adèle Syndrome

★★★★★★★✭☆☆

1. Lying 2. Lust 3. Pieces Of Me 4. Fallen Bridges 5. Adèle Syndrome

SKŁAD: Filip Lato – wokale; Jerzy Wolski – gitara; Michał Kalinowski – gitara; Kuba Łukowski – bas; Wiktor Pawelec – perkusja

PRODUKCJA: Marcin “Marchewa” Mackiewicz – Freezeart Studio w Warszawie

WYDANIE: 24 września 2014 – niezależne www.facebook.com/Ugly10

Najnowsza EP-ka Ugly 10 to zupełnie inna jakość tego warszawskiego bandu. Ktoś wreszcie porządnie wziął się za całą produkcję. Do zamiłowania w zakresie dobrego rocka jak zwykle muzycy nie stronią, a doświadczenie zebrane w różnych projektach w Ugly 10 i na najnowszej EP-ce procentuje jeszcze lepiej. Relatywnie „kameralne” kompozycje z poprzednich prób wyjścia na świat tej formacji przeistoczyły się w rockowe petardy. Progresu chyba każdy jednak oczekiwał, bo od ostatniego wejścia na muzyczny rynek minęły przecież dwa lata, podczas których skład przeszedł istotną zmianę – wokal. 

Relatywnie „kameralne” kompozycje z poprzednich prób wyjścia na świat tej formacji przeistoczyły się w rockowe petardy.

Przygodę z „Adèle Syndrome” zaczynamy od skradającego się Lying z genialnymi flażoletami. Rezerwuar muzycznych brzmień przyćmiewają może nadto rozwinięte refren i bas, który jakby krążył w niezamierzonym kierunku i błądził po progach, ale to nie jest tak istotne. Utwór świetnie wbija się w głowę, a po jego zakończeniu możemy być pewni, z czym mamy do czynienia. A mamy do czynienia z uzdolnionymi muzykami, którzy w bardzo intrygujący sposób potrafią zaaranżować utwór, poprowadzić go i ostatecznie rozbudować bez nadmuchanej otoczki sztucznych tematów w buszu prymitywnych melodii.

Kreują muzykę bez otoczki sztucznych tematów w buszu prymitywnych melodii.

Lust w pewien sposób prezentuje kierunek, który do mnie nie przemówił. O ile na pierwszym wydawnictwie melodie takie jak tu były okrojone surowszym brzmieniem, tak na „Adèle Syndrome” większość kompozycji jest już bardziej skarmelizowana i ma to naturalny wpływ na dalszy odbiór tego produktu. O ile nie rzuciło mi się to na uszy w innych kompozycjach, tak Lust w bardzo charakterystyczny sposób przypomniało mi mało ambitne, przebojowe amerykańskie granie dla nastolatków. W zasadzie taki utwór też dobrze mieć w swoim repertuarze. Inna sprawa, w jaką grupę odbiorców Ugly 10 chce w ogóle uderzyć. Lust to zwyczajna, naturalna, piękna w swoim brzmieniu… quasi-balladowa forma piosenki, która łatwa do przyjęcia spodoba się wielu osobom. Potrzebowałbym tu więcej goryczy, aby zaspokoić moje muzyczne pragnienie. 

Mnie bardziej przekonują znacznie ostrzejsze i rozbudowane klimaty, a tymi na szczęście warszawska formacja też może się poszczycić. Na te przyjdzie nam jednak jeszcze poczekać, chociaż już Pieces of Me ma dużo więcej pomysłu w swojej formie. Tu naszą uwagę zwraca inteligentne scalenie zwrotek z refrenami. Przechodzą ze sobą bardzo naturalnie i płynnie. Można czepiać się za nadużywanie flażoletu, który wypada tu wciśnięty na siłę, aby podbić wartość melodyczną, ale chyba zupełnie niepotrzebnie. Pochwalić można za to solówkę, która nie jest przesadzona, zresztą nie tylko w tej kompozycji. Cóż, po raz kolejny wszystko zależy od punktu widzenia. 

Postawili sobie poprzeczkę bardzo wysoko, a może kierują się tytułowym syndromem?

Ugly 10 ciągle kłóci się między anarchią post-grundge’owego rocka z dyktaturą lirycznych brzmieniowych kurantów. Fallen Bridges to kompozycja z ciekawym zagadkowym klimatem przypominającym starsze dokonania Chrisa Cornella i spółki z Soundgarden czy Audioslave. Harmonie trochę kuleją, ale wszystko na końcu rehabilituje po raz kolejny ujmujące wykonanie solowe. Trzeba przyznać, że ten element nie jest tu jakąś niewyobrażalną techniczną sztuką, ale jego wrażliwość to doskonale zastępuje.

Zgrabnie wyszli z zadania, tworząc miarodajny pomost do nieziemsko emocjonalnego finału.

Finałowy Adèle Syndrome to już tylko, a może aż – wisienka na torcie Ugly 10. Tytułowa bomba skojarzyła mi się z twórczością Muse, a to może mówić samo za siebie. Zaciekłe bębny, siarczysty bas i niebanalne riffy, które wycisza charakternie zdystansowany refren. Tym razem wokalista użył technicznej broni flażoletów w jak najbardziej odpowiednim momencie, chociaż sama melodia zbytnio chyba inspirowana jest elementami Enjoy The Silence Depeche Mode. Nie ma to tamto. Piękno subtelności łączy się tu świetnie ze znaną nam drapieżnością Ugly 10. Kompozycja jest jednak dość długa, dlatego byłem ciekawy, czy nie zabrną w podszyte ambicjami zakamarki duplikacji samych siebie. Utwór rozwinęli jednak należycie. Zgrabnie wyszli z zadania, tworząc miarodajny pomost do nieziemsko emocjonalnego finału.

Mam nadzieję, że nie dążą do niemożliwego i prędzej czy później wielu innych dostrzeże ich potencjał.

„Adèle Syndrome” to efekt długotrwałej, ciężkiej, ale przyjemnej pracy i niezliczonych emocji przelanych na nagranie. Tak też się dzieje, bo na płycie wszystko jest jak najbardziej słyszalne, chociaż nie brakuje potknięć. Ugly 10 przygodę jednak swoją dopiero zaczyna. Można więc na te niuanse przymknąć oko. EP-ka mija nadzwyczajnie szybko i naturalnie oczekuje się więcej. Postawili sobie poprzeczkę bardzo wysoko, a może kierują się tytułowym syndromem? Mam nadzieję, że nie dążą do niemożliwego i prędzej czy później wielu innych dostrzeże ich potencjał. Spodziewajcie się niespodziewanego!