Nasty Crüe – Rock 'n’ Roll Nation (EP)

★★★★★★★✭☆☆

1. Last Piece Of My Heart 2. Dope 3. Ukrainian Prostitute 4. Stay Tonight 5. Rock 'n’ Roll Nation 6. Spell On Me 7. Rock 'n’ Roll Nation (Genuine Vocal Mix) 8. Jingle Balls (Christmas Special)

SKŁAD: JJ – wokale, klawisze, picie wódki; Boogie – gitara, wokale dochodzące; Paulie – bas, wokale dochodzące; Mintay69 – perkusja, wokale dochodzące. Gościnnie: Anka „Skakanka” Żebrowska – wokale (5); Peter „Mały” Sonnenberg (ex-Vincent) – wokale (5); Blackie Blackheart (ex-Silver Samurai) – wokale (5)

PRODUKCJA: Kamil Biedrzycki – Hen House Studio

WYDANIE: 2013 – cdBaby

www.nastycrue.com

Ilu było takich odważnych, którzy starali się pozorować na Poison, Skid Row czy też tuzów tego światka – Mötley Crüe, ale czy nasze polskie poletko też można do tego zaliczyć? Chyba nie za bardzo, ale do moich rąk wpadła niedawno właśnie taka polska dawka glam rocka sprzed dwóch dekad, która już samą nazwą prowokuje do skojarzeń z wcześniej wspomnianą formacją. Czy pozytywnie? Co do prezentacji i swojego image’u nie mam absolutnie zastrzeżeń, bo mimo że lata 80. minęły, Nasty Crüe wyszli ze swoim towarem właśnie z tym, czego ludzie od tej niszy w nowym millenium potrzebowali, a przecież nie od dziś wiadomo, że diabeł tkwi w szczegółach. Czy wizerunek wrocławskiej trupy zdobył się również na pokrycie w ich muzyce?

W takim intencjonalnym kiczu ten zespół czuje się najlepiej. 

Nasty Crüe to proste, ale nie banalne granie. Wiedzą, jak stworzyć hymny w konwencji błyszczącego sleaze rocka i jak je w swoim muzycznym świecie przedstawić. Każda z kompozycji zawartej na jakże tytularnym „Rock 'n’ Roll Nation” w finalną konwencję się jak najbardziej wpisuje, a całość świetnie dopina pamiętliwy wokal z tamtej „epoki”. Grupa Nasty Crüe rozpoczęła swoją działalność w 2009 roku, dlatego spory bagaż muzycznych doświadczeń procentuje. Świeże riffy (Ukrainian Prostitute), wcinające się solówki (Spell On Me), ruzbujana dynamiczna sekcja perkusyjna i prężny bas (Dope) oraz charyzmatyczny wokalista (Last Piece Of My Heart). To wszystko, czego nam w glam rocku potrzeba. Ostatecznie proporcje są tak dobrze wyważone, że efekt jest naprawdę zadowalający.

Na koniec prezentacji, jako bonusy, dostajemy jeszcze bardziej dopieszczoną wersję poprzedniego Rock 'n’ Roll Nation bez udziału kolegów z Vincent i Silver Samurai oraz prześmiewczy cover… Jingle Bells. To właśnie ich obraz, który dopina całość kolorowych czupryn, biżuterii i skóry. Dobrze więc potraktować ten produkt z pierwiastkiem ironii i niejakim dystansem, który nie wątpię, że sami muzycy do swojej konwencji mają. W takim intencjonalnym kiczu ten zespół czuje się najlepiej. Pastisz mocno ściera się tu z melodyjnymi przebojami Def Leppard czy Van Halen, pięknymi chórkami, zawadiackim tempem i rzadkimi ozdobnymi klawiszami (Stay Tonight).

Dobrze więc potraktować ten produkt z pierwiastkiem ironii i niejakim dystansem.

Tak, jak wspomniałem. Grupa doświadczona, ale w przypadku Nasty Crüe miejscami brzmi to wszystko zbyt ociężale, pozbawione radości z grania, a co za tym idzie, muzyka polskich pudel metali nie zaraża swoją energią w sposób, którego byśmy po hair rocku oczekiwali. Wartość całego wydawnictwa na pewno podniosłyby miks i mastering tej produkcji, bo żeby nie powiedzieć niechlujny, jest po prostu niedokładny, a cały album z pewnością traci na jakości, bo same kompozycje i aranże absorbują masę energii. Kompozycje wydają się jednak nie mieć powietrza, aby oddychać pełną parą swojego potencjału i pachnieć duchem minionych lat.

Reaktywacji popularności tego gatunku grupa nie spowoduje, ale miło że i ta nisza nie jest zupełnie zapomniana przez młodych artystów. Hołd amerykańskiej fali oddany, tylko co dalej… Czy jest to może jakieś nowe „ożywienie” w kraju? Za granicą Steel Panther sieje piorunującą karierę, zobaczymy, czy Nasty Crüe powtórzy ich sukces, chociażby w Polsce.

NASTY CRÜE – ROCK’N’ROLL NATION