Źródło zdjęcia |
No właśnie. Pierwsza płyta, nierzadko jedyna w karierze zespołu. Jest to także pierwsza i główna wizytówka grupy, a zwłaszcza młodej, debiutującej na rynku muzycznym. Jaka powinna być? Wyróżniam dwie szkoły „pierwszych płyt” w rocku i metalu:
1. Moc. Nagrywamy płytę najszybszą, najbardziej wymyślną, pokazujemy na ile nas stać. Nie bawimy się w żadne ballady, czy ckliwe przejścia. Musimy pokazać wszystkim, że mamy w sobie energię i potencjał.
2. Dojrzałość. Robimy album, wybieramy spośród wszystkich pomysłów kilka najlepszych. Prosimy o pomoc może jakiegoś profesjonalistę, kogoś kto się zna, kto wie jak powinna wyglądać płyta dojrzałego zespołu, czym otworzyć, czym zamknąć.
Jakie potem są opinie płytach wydawanych w taki sposób? Obecnie pierszwy styl zbiera określenia młody zespół, ale sięga do korzeni, mają dość współczesnego rynku, tak, tego nam brakuje. Druga szkoła też nie zbiera negatywnych opinii, które zwykle streścić można następująco: zespół dojrzały, wiedzą co chcą grać, mają na siebie pomysł. Oczywiście pod warunkiem, że zespół faktycznie wiedział co chce nagrać i zrobił to dobrze, nie mówimy tu o albumach faktycznie kiepskich, do których artyści nawet się nie przyznają (choćby Pneuma i płyta Wiatr wieje tam gdzie chce, którą lider, Kikut, komentuje: Jeżeli ktoś mi mówi, że znalazł i słyszał tą płytę, to odpowiadam, że bardzo mi przykro).
Ale co się potem dzieje z pierwszymi płytami? Fani też komentują to różnie, choćby Metallica skończyła się na Kill’em All. Z drugiej strony Jeśli chcesz posłuchać Nightwish to nie zaczynaj od pierwszej płyty, albo Disturbed idzie tak równo, że nie potrafię odróżnić jednej płyty od drugiej (pierwsza wypowiedź jest powszechnie znaną opinią wielu fanów thrashu, pozostałe dwie są cytatami z rozmów ze znajomymi). Osobiście uważam, że zespół powinien się ciągle rozwijać, szukać nowych rozwiązań. Pierwsza płyta powinna jednak, w obecnych czasach, pokazać całe spektrum jakie grupa chce sobą prezentować na tyle, na ile pozwalają jej członkom możliwości. Sam nierzadko omijam pierwsze płyty, jeśli zespół później nagrywał coś co podoba mi się dużo bardziej, chociaż zaczynał od „sieki”. Mam jednak też swoje ulubione pierwsze płyty.
Pisząc artykuł słuchałem tylko pierwszych płyt Metalliki, Fair to Midland, Broken Betty, Anthrax, Acid Drinkers, Blind Guardian, Pink Floyd, King Crimson, Raz Dwa Trzy, Tool i kilku innych. Choćby na przykładzie tych zespołów da się zauważyć jak różnie podchodzą do początków zarówno artyści jak i fani. Bo jeśli po pierwszej płycie zespół zacznie eksperymentować i rozwijać się, to słychać że to już nie to samo, sprzedali się itp, więc starzy fani odwracają się od nich. Ale z drugiej strony, gdy płyty są bardzo podobne, wtedy też słyszymy głosy stoją w miejscu, nie rozwijają się, nie wnoszą nic nowego. To skutkuje czasem mało pozytywną prasą i brakiem nowych fanów. Kolejny problem, pewnie nawet na inny felieton.
A co Wy o tym myślicie? Czy zespół powinien się rozwijać i szukać nowych ścieżek, czy może jednak trzymać się pierwszej płyty jak wzoru, tylko nieznaczne uciekając do nowych rozwiązań? Macie jakieś ulubione pierwsze płyty, czy zespoły, których tylko pierwsze wydawnictwo nadaje się do słuchania? Albo wręcz przeciwnie, pierwsze płyty, które omijacie szerokim łukiem, chociaż lubicie późniejsze dokonania? Zapraszam do komentowania.