29. Toruń Blues Meeting – dzień 1. (Toruń, Od Nowa, 16.11.2018)

Tak się jakoś potoczył rok 2018, że nie wiadomo kiedy, a już nastała jesień i do Blues Meetingu w Toruniu pozostało parę tygodni. Już jakieś 3 tygodnie przed samym festiwalem wiedziałem, że, pierwszy raz od dłuższego czasu, będę tylko na jednym wieczorze. Dla swojej własnej klasyfikacji pierwszy dzień nazwałem mianem dnia toruńskiego, a to wszystko dlatego, że Mark Olbrich i Earl Thomas to części bywalcy toruńskiego Hard Rock Pub Pamela. Poza tym, po sąsiedzku z Inowrocławia, zagrali Szulerzy.

No i właśnie jako dobry początek pierwszego bluesowego wieczoru w Od Nowie, na małej scenie wyszli energetyczni Szulerzy. Taneczny miks rhythm and bluesa i rock and rolla, doprawiony swingiem rozgrzał licznie już zgromadzoną publiczność. Popisowe solówki Marcina Szulkowskiego na gitarze i Jacka Karpowicza na harmonijce były charakterystycznymi i najlepszymi momentami występu Inowrocławian. Zresztą o grze Jacka miałem możliwość rozpisywać się i podziwiać, kiedy wystąpił z Kasą Chorych w 2016 roku. Zebrani fani bluesa mogli śmiało zaobserwować, że to właśni oni są siłą napędową zespołu, sekcja rytmiczna równa i solidna, a Emilia Wikarska czarowała swoim głosem. Świetnie słuchało się Blues’n’roll, Płonę dla Ciebie, płonę czy piosenka o dniu Obywatela Nowaka Jana. Na zakończenie swojego udanego występu zespół zaprezentował swoje wykonanie piosenki z repertuaru Miry Kubasińskiej i Breakoutu W co mam wierzyć i tutaj, przyznaję się bez bicia odpłynąłem.

Szulerzy

Jako pierwszy na dużej scenie zaprezentował się zespół Limit. No i niby wszystko fajnie i rasowo, z klasą i ze smakiem, gitara i klawisze i sekcja rytmiczna z saksofonem, no ale… W sumie nie wiem, mimo wszystko koncert mnie nie porwał, słuchało się tego przyjemnie ale nie na tyle, żebym mógł powiedzieć, że opadła mi szczęka. Widocznie, nie dotknęła mnie wrażliwość 50-letniego faceta, jak podkreślał parę razy wokalista. Na pewno godne uwagi są koncertowe wersje Dla kogoś, Wiatr w oczy czy Bluesa gram

Limit

Zespół Fog Eaters z włoskich prowincji Mantua i Reggio Emilia był dla mnie zagadką. Co prawda, czytałem notki prasowe o tym, że są zafascynowani elektrycznym bluesem rodem z Chicago czy Teksasu, co daje już jakieś wskazówki względem tego, co można usłyszeć na scenie, ale nie sprawdzałem i nie słuchałem ich utworów na Youtubie. Z całą pewnością mogę ogłosić, że był to strzał w dychę, ponieważ nie miałem żadnych wygórowanych oczekiwań i zdziwienie moje było ogromne, kiedy już po dwóch czy trzech kawałkach cała Od Nowa kiwała się do ich muzyki. Solidne basowe podłoże zapewnił Fabio „Tex” Cavalca, bębnienie z klasą i uśmiechem zapewniał Andrea Vecchini, porywające solówki wychodziły spod palców Andrei Pititto, śpiewem, ale przede wszystkim harmonijką, raczył słuchaczy Giorgio Pinna, który podczas występu następnej gwiazdy tego dnia stał pod sceną wśród publiki. Żywiołowość, radość i ekspresja, która generowała ta czwórka było czymś niesamowitym. Warto wybrać się na ich koncerty, a w lutym w Polsce będzie ich osiem lub dziesięć, więc kto żyw niech na nie pędzi! Piękny koncert!

Fog Eaters

Earl Thomas, który jak już wspomniałem występował w Toruniu nie raz, tym razem zaprezentował swoje gospelowe oblicze. Mocny głos, okraszony charakterystyczną chrypką oraz niebywała charyzma i obycie sceniczne powodują, że tego wokalisty chce się słuchać. Projekt The Gospel According nawiązuje do stylu „barbershop quartet”, odnoszącego się do wieloletniej amerykańskiej tradycji męskich kwartetów wokalnych a capella. Oprócz Thomasa na scenie pojawili się Gerard Mcarthur, Paul Connor Mcarthur i Greig Taylor. Czterech wokalistów w modnie skrojonych garniturach zaprezentowali tradycyjne pieśni Negro Spirituals z południowo-wschodniej części stanu Tennessee, skąd wywodzi się sam Earl. Wielkrotnie, także na koncercie, muzyk podkreślał, że muzyka ta towarzyszy mu od dziecka, że słyszał te utwory w lokalnym kościele oraz od matki, która śpiewała te pieśni. A są one naładowane niezwykłą pozytywną energią, są dumne, dające nadzieję, podnosząc na duchu. Pieśni są świetnym źródłem do czasów niewolnictwa w Stanach Zjednoczonych, opisują trudną walkę o prawa społeczna i obywatelskie, omawiają ciężką pracę na polach bawełny czy nierównościach społecznych. Wszystko to podane ze smakiem i w prostej formie, która powodowała, że publiczność mimowolnie zaczynała klaskać do rytmu czy tupać nogami. Za każdy utwór kwartet zbierał solidne owacje i nic dziwnego, że długo toruńska Od Nowa nie chciała puścić ich ze sceny.

Earl Thomas Gospel

Pierwszy dzień 29. Blues Meetingu zakończył się naprawdę mocnym uderzeniem. Około 23:30 na deski sceny klubu ze swoim Blues Eternity wystąpił Mark Olbrich. Mistrz gitary basowej, który w swojej grze zapewnia solidną porcję pulsujących rytmów i podskórnego groove’u. Kolejny stały bywalec Torunia, który najczęściej koncertuje w Hard Rock Pubie „Pamela”. Co warte odnotowania, właściciel pubu, pod szyldem HRPP Records, wydał m.in. takie albumy Marka jak „Live at Pamela Blues” (2014 r.) i „Blues Everywhere” (2017 r.). Wszystko to, co cenią sobie słuchacza elektrycznego bluesa, a więc piękne melodie, długie solówki, rockowy żywioł i pazur, zostało w pełni spełnione. Zespół zagrał parę standardów bluesowych oraz utwory ze swoich wydawnictw. Blues opanował wszystkich, klub pękał w szwach, ale jak zawsze atmosfera rodzinnego spotkania ze słuchaniem muzyki na żywo udzieliła się wszystkim. Blues Eternity zbierał zasłużone i gromkie brawa i był idealnym kontrapunktem do poprzedniego występu. A po tym na małej scenie bluesowe jam sessions do późnej nocy z zespołem Izotop.

Mark Olbrich Blues Eternity

Podsumowując, był to kolejny fantastyczny festiwal, w którym brałem udział. Kocham wracać w listopadzie do Od Nowy, raczyć się świetną muzyką i niezwykłą rodzinną atmosferą, której chyba nie da się spotkać nigdzie indziej. Bluesowa rodzina może i nie jest najliczniejsza, ale jest bardzo tolerancyjna i otwarta na każdy rodzaj muzyki. Toruńska publiczność pokazuje to z każdym rokiem, ciesze się, że mogę się do niej zaliczać. Szkoda, że mogłem być tylko na jednym dniu, bo z chęcią obejrzałbym występy Johna Portera i Amerykanów z Southern Avenue, ale może będzie jeszcze taka okazja. Już zaczynam odliczać dni do jubileuszowej trzydziestej edycji Toruń Blues Meeting! Do zobaczenia za rok!