Elektronika naprawdę musi mieć to coś, aby rozjuszyć moje muzyczne synapsy obrośnięte kurzem archaizmu. Legend mnie obudził. Objął swoją fuzją przestrzennych syntezatorów. Zdusił bezkompromisowością. Dla mnie to artysta spełniony, który niczego nie musiał poszukiwać. Postanowił. Nie bał się. Spełnił swoją wolę. Zrealizował się. Nie jest legendą, ale w tym przypadku takie profilaktyczne podejście w jego artystycznym przydomku, chociaż narcystyczne, tu może okazać się trafne. Wystarczy parę kolejnych tak udanych wydawnictw, które pochłaniają bez reszty. Absolutny artyzm i obłędna fuzja scalenia wszystkich tych elektronicznych elementów budzi zachwyt i zdumienie. „Fearless” to dowód nie tyle doświadczenia, co dojrzałości i ogromnych pokładów wrażliwości tego artysty. Pozycja wybitna. Chapeau bas!