1. Words 2. In the Garden 3. War Anthem 4. Meeting Again 5. Memory is the Seamstress 6. Modular Astronomy 7. Entropy 8. Transformation 9. Morphology 10. The Tyranny of Symmetry 11. The Explorers 12. Persistence of Images 13. Genesis of Poetry 14. Possibles 15. Love Songs 16. Tuesday
SKŁAD: Max Richter; Deutsches Filmorchester Babelsberg pod batutą Roberta Zieglera; Louisa Fuller, Natalia Bonner, John Metcalfe, Ian Burdge, Chris Worsey
PRODUKCJA: Max Richter
WYDANIE: 2017 – Deautsche Grammophon
Dwa lata temu, choreograf Wayne McGregor zaprosił do współpracy nad sztuką baletową „Woolf Works” pewnego kompozytora. Ten sam artysta – Max Richter – dziś wraca do nas z całym albumem zainspirowanym twórczością angielskiej pisarki Virginii Woolf (1882 – 1941). Wersja nieco okrojona, ale z pewnością zyskało to na jakości samego projektu. Byłoby jednak grzechem przystępować do recenzji tej muzyki bez zaznajomienia się z twórczością źródła tego projektu, toteż tak poczyniłem. Album jest bowiem ścieżką dźwiękową trzech noweli Woolf: „Pani Dalloway”, „Orlando” oraz „Fale.
Z góry trzeba przyznać, że kto jak kto, ale Richter operuję niezwykłą umiejętnością kierowania sonicznych sugestii wobec treści zawartej w nowelach. Idealnym ruchem było rozpoczęcie albumu intro, na które składa sie jedyne zachowane nagranie głosu Virginii Woolf odczytującej fragment swojego eseju wprowadzający niespodziewanie upiorną atmosferę, zapowiadając tym samym charakter pozostałej części muzycznej narracji i manipulując naszymi emocjami już od samych początków albumu. Na uwagę zwraca przede wszystkim płynność aranżacji, którą drąży sinusoidalny kalejdoskop emocji. Wysunięcie na pierwszy plan pianina, melancholii skrzypiec i doniosłości brzmienia… Tym charakteryzuje się zwłaszcza ten pierwszy akt opajający nowelę „Pani Dalloway”, opowiadającą perypetie niejakiego Clarissa Dalloway – weterena I Wojny Światowej. Na wzór noweli artysta wprowadza brzmieniową fakturę niezwykłości szarych dni, które jak by się im bliżej przyjrzeć są z reguły dużo barwniejsze. Pierwszy akt z pewnością najbardziej charakteryzuje klasyczne podejście do instrumentalizacji koncepcji oddając w dużej mierze akustyczną wizję projektu (In The Garden). Akompaniament sekcji smyczkowej jest banalny, ale w swoich proporcjach wyrafinowanego crescendo kwitnieje w żarliwości swojej aranżacji. Charakteru pierwszego utworu nie oddaje z kolei War Anthem z przeszywającą linią wiolonczeli włączający w muzykę dozę rozdzierającego pesymizmu. Aby wypełnić pustkę smutku obie koncepcje złączone zostały obydwoma elementami nastroju w Meeting Again wiążącego estetykę muzycznych trajektorii.
Kolejna część poświęcona „zagadnieniom” noweli „Orlando” jest pod względem muzycznym zdecydowanie – choć to bardzo domorosłe określenie – ryzykowna. Z pewnością miała na to wpływ sama treść noweli, która opowiada fikcyjną biografię XVI wiecznego poety i jego wolę płciowej transformacji. Tu również pojawiają się charakterystyczne elektroniczne wtrącenia kontrastujące z muzycznymi rozwiązaniami klasyki i folku (La Folia). Te „post muzyczne” elementy idealnie dokoptowują androgeniczną wymowę treści kompozycji znajdujących się w tym akcie (The Explorers, Modular Stronomy). Ostentacyjna mechaniczność oraz delikatność brzmienia zaintryguje wielu z nas, a radykalność tematów potwierdzą emocjonalne zawiłości zmodernizowanego brzmienia syntezatorów. Dramaturgii oprócz elektronicznych wątków dodają same orkiestracje, które zaginają tradycyjność klasycznego instrumentarium (Transformation, Persistence of Images, Genesis of Poetry), niekiedy podbite presją emocji jaką dane było nam słyszeć w ścieżce dźwiękowej „Requiem For A Dream” Darrena Aronofsky’ego (The Tyranny of Symmetry). No cóż, konserwatystą to Richter z pewnością nie jest. Ten akt potwierdza, że potrafi odejść od klasycystycznej wizji brzmienia soundtracku, nie odbiegając jednak paradoksalnie zbyt daleko od formy jaką sugeruje sam gatunek. Muzyka mocno kontemplacyjna, zatopiona w powściągliwej elegancji, ale jednocześnie nieprzewidywalna i unikalna.
Ostatni akt dotyczy najbardziej eksperymentalnej powieści Woolf – „Fale” – który rozpoczyna się recytacją listu samobójczego napisanego mężowi – Leonardowi. Słowa rozbijane są poprzez tytułowe fale oraz lirykę sekcji smyczkowej. Ścieżka dźwiękowa Richtera ukazuje niekwestionowane piękno i głębię projektu. Jak się okazuje, dotyka nie tylko życia Woolf, ale i jej intymnych sfer emocji. Jej życie to chwile ulotnych radości powikłane momentami depresji ujmująco zawiązanej w przestrzeni piękna i symboliki brzmienia. Richter postanowił poświęcić noweli „Fale” zaledwie jedną kompozycję, która jednak trwa aż 20 minut. Jeden utwór, który logicznie myśląc monolitem być nie powinien. W noweli składają się bowiem na niego zacierające się wątki różnych bohaterów, a tu sprezentowany został jednym, ale za to bardzo wymownym motywem. Muzyka w tym utworze pęcznieje od emocji niepozornie wobec swojej minimalistycznej formy. Przypływa i odpływa barwnością obudowywania tematu głównego. Dzięki swojemu minimalizmowi oraz demonicznej aurze ośmielę się mówić, że przekonuje swą ekspresją najbardziej ze wszystkich. Kompozycja ta naszpikowana jest wytwornością i precyzją brzmienia. Richter właściwie każdą swoją pozycją rzuca słuchaczowi wyzwanie, a jeśli ktoś ośmieli się ten fakt zanegować odsyłam do próby zapoznania się z 8,5 godzinną kompozycją-albumem „Sleep” (2015), czy też do abstrakcyjnych aranżacji z albumu „Infra” (2010). Dyskografia jego nie jest łatwa do przyswojenia, ale ostatnie wydawnictwo nie jest im podobne. Album ten jest ponadczasowym ukłonem w stronę przeszłości i celebracją modernistycznej wymowy twórczości Virginii Woolf.Neoklasycyzm rzadko kiedy tak dobrze smakuje. Nostalgia, jaką wprowadza liryką tego albumu, wnosi w słuchacza wolę sięgnięcia do naszych własnych wspomnień, budząc swoistą niekonwencjonalność swojej wymowy. Ponure barwy i tajemniczość wymaga od słuchacza wręcz niezwykłej uwagi. Tragizm treści, jeśli takową się przyswoi, skłania do jeszcze głębszych refleksji, ale i bez tego słuchacz powinien się w tym odnaleźć dzięki bazie swoich własnych życiowych doświadczeniach.
Jako całość wydanie tego albumu wiązało się z odwagą, ponieważ treść każdej z nowel jest różnorodna. Muzyka siłą rzeczy również musiała ulec konwencyjnej dysproporcji. Dodatkowo język symboli oraz alegorii angielskiej pisarki wiązał się z ryzykiem braku wpisania się w jednolity nurt brzmienia, ale mimo budujących kontrastów, które zauważalne są również w stylu Virginii Woolf, udało się spoić całość w ciekawe muzyczne doświadczenie. Tak jak autorka nowel inicjowała kreację i dobór słów wobec towarzyszących im emocji, tak i Richter na bazie palety dźwiękowej dostarcza nam równie bogatej ferii emocji. Gorąco polecamy!