
Dlaczego ten album „teraz”
W kontekście dyskografii Schmidta płyta naturalnie łączy się z jego nowszym idiomem – pisałem o nim przy „Hearsay” (recenzja), gdzie szukaliśmy mostu między ekspresją a klarownością formy. Tu mostem są słowa, a balustradą – smak aranżacyjny.
Słowo, które chce muzyki
Lista utworów od popularnych (Dziewczyny bądźcie dla nas dobre na wiosn, Podchodzą mnie wolne numery) po te rzadziej grane (Księżyc nad Kościeliskiem), pozwala pracować na dwóch poziomach: rozpoznawalność łączy się z odkryciem. Myrczek nie „gra” Młynarskim – on czyta partyturę słowa i dopasowuje oddech do akcentów języka. To wokalny warsztat bez popisów, który buduje wiarygodność całej narracji.
Smyczki jako narracja, nie dekor
To płyta o równowadze. Smyczki AUKSO – precyzyjnie prowadzone i głęboko „wpisane” – nie są tłem. Herdzin i Meck ustawiają je jako narratora harmonii, który wzmacnia modulacje, rysuje kontrapunkty pod frazą wokalną i łagodnie domyka kadencje. Zespół nie „tonie” w orkiestrze – sekcja trzyma punkt ciężkości, a fortepian uelastycznia prowadzenie głosów. W efektach „większych” aranż unika przesady: da się usłyszeć filmową szerokość, ale bez bombastycznego tutti dla samego tutti.
W sensie faktury utwory rozpinają się między piosenkową klarownością a jazzową przestrzenią. To podejście chroni rdzeń melodii: jeśli pojawia się reharmonizacja, to taka, która „czyta” treść, nie odrywa jej od znaczeń.
Wokal i dykcja
Myrczek trzyma dyscyplinę artykulacyjną: spółgłoski „domknięte”, samogłoski nieprzeciągane, fraza leżąca tam, gdzie leży akcent mowy. W Księżycu nad Kościeliskiem działa to szczególnie dobrze – piosenka jest „mówiona śpiewem”. W momentach lżejszych – Dziewczyny bądźcie… – zostaje swobodny swung, który nie rozmywa końcówek. Tam, gdzie pada ironia Mistrza, słychać ją w mikroprzecięciach rytmu i pauzie – bez „aktorzenia”, za to ze zrozumieniem tekstu.
Trąbka, sekcja, perkusjonalia
Piotr Schmidt prowadzi frazy klarownie, z oszczędną wibracją i naturalnym nośnikiem melodii. W Polskiej miłości jego sola są podane z taktem – to środek narracji, nie „przerywnik”. Andrzej Święs na kontrabasie i Sebastian Frankiewicz na perkusji ustawiają puls elastycznie: od swobodniejszego walkingu po puls piosenkowy, tam gdzie tekst potrzebuje prostej ramy. Gościnny Mino Cinelu – obecny m.in. w Bynajmniej, Księżycu…, Lubię wrony, Jeżeli przyznać się odważysz i Moim ulubionym drzewie – dodaje perkusjonalną polichromię: drobne figury, które robią klimat i nie przykrywają frazy.
Jeśli szukasz szerszego kontekstu „perkusjonalnej” energii na naszej stronie – Mino Cinelu przewija się w tekstach koncertowych i newsach (tutaj), a o pracy sekcji rytmicznych piszemy też przy innych wydawnictwach w dziale recenzji.
Drzwi uchylone, nie wyważone
Improwizacje są tu częścią dramaturgii, nie celem. Najwyraźniej słychać to w finałowej rozbudowie Mojego ulubionego drzewa – gdy zespół zostaje na dłużej, nie traci proporcji, a orkiestra nie gubi roli partnera. To jazz, który pamięta, że przyszedł w gości do piosenki – i zachowuje się jak u siebie dopiero wtedy, gdy gospodarze o to proszą.
Porządek, czytelność, oddech
Za miksem i masteringiem stoi Maciej Stach, który pracuje tu jak montażysta filmowy: dba o czytelność wokalu i równowagę między zespołem a smyczkami. Brzmienie jest spójne – nagrywano w dwóch turach (VII i IX 2024) w Maq Records Studio i Radiu Katowice, co słychać w jednorodnej barwie sekcji i orkiestry. Nie ma przesadnego „pomnika pogłosowego”, jest naturalna przestrzeń, która pomaga tekstowi „oddychać”.
Piosenka trzyma ster
Album układa się w czytelną dramaturgię: od otwarcia Bynajmniej po liryczno-ironiczne domknięcia w środkowej części, aż po finałowe rozwiązania. Znane tytuły mieszają się z tymi, które wracają rzadziej – dobry balans dla stałych fanów i dla nowych słuchaczy. Wybory aranżacyjne nie składają obietnic bez pokrycia: jeśli orkiestra wchodzi szeroko, to po coś; jeśli sekcja idzie „po prostej”, to dlatego, że tekst potrzebuje pierwszego planu.
Tradycja żyje, jeśli gra „tu i teraz”
W tym projekcie ważny jest rys: tradycja piosenki spotyka się ze współczesnym jazzem. O podobnych mostach piszemy często – od szerokich formatów orkiestralnych (np. recenzja „Innuendo”) po intymniejsze opowieści wokalne (sporo ich znajdziesz w tagu Melancholia w Jazzie). A jeśli szukasz łącznika z warstwą „filmową” – to także naturalny ślad pracy Herdzina w sferze muzyki orkiestrowej (zob. m.in. news FMF w naszym archiwum).
Dla kogo jest ta płyta (i po co)
Jeśli lubisz, gdy aranż niesie tekst – to tu jest Twój adres. Jeśli chcesz wejść w Młynarskiego przez nowe brzmienie, ale bez radykalnego „przemeblowania” – też. A jeśli preferujesz warstwę orkiestralną, która ma sens dramaturgiczny – AUKSO robi to z klasą. To solidna praca: rzetelna, spójna, z momentami, które zostają w pamięci – i z miejscem na chłodną satysfakcję zamiast euforii.