●●●●●●●●●● |
1. The One 2. I: The Weapon 3. Vicarious Redemption 4. The Sweep 5. Synchronicity 6. Mute Departure 7. Disharmonia 8. In Awe Of 9. Passing Through
SKŁAD: Johannes Persson – gitara, wokal; Magnus Lindberg – perkusja; Klas Rydberg – wokal prowadzący; Erik Olofsson – gitara; Andreas Johansson – gitara basowa; Thomas Hedlund – perkusja; Anders Teglund – keyboard; Fredrik Kihlberg – gitara, wokal wspierający
PRODUKCJA: Magnus Lindberg WYDANIE: 25 stycznia 2013 – Indie Recordings
Cult of Luna to zespół – nomen omen – nieomal kultowy wśród fanów muzyki z kręgów post-metal/sludge. Dotychczas panowie wydawali swoje albumy z dużą częstotliwością (co dwa lata), ale po ostatnim jednak postanowili odpocząć przez dłuższy czas, racząc nas tylko w międzyczasie, wyśmienitym zresztą, koncertowym DVD. Teraz, po upływie paru lat, król wraca na tron!
Panowie z Cult of Luna mają skłonność do nagrywania albumów koncepcyjnych – co zresztą w gatunku, w którym się obracają, nie jest niczym dziwnym. Jednak choć „Salvation” oraz „Somewhere Along The Highway” są wydawnictwami spójnymi, to konceptem z prawdziwego zdarzenia jest dopiero wydane przed pięciu laty „Eternal Kingdom”. Problem w tym, iż rzeczony krążek, choć bardzo dobry, nie zdołał strącić z piedestału swoistego opus magnum, którym jest „Somewhere Along The Highway” (średnia ocen na www.metal-archives.com 97%!). Miało to na pewno związek z pewnym uproszczeniem serwowanej muzyki. Pod wieloma względami „Vertikal” to logiczny następca ostatniego albumu – nie jest to płyta tak hermetyczna, jak „Salvation”, która wymaga masy czasu, by się w nią wgryźć. Nie jest tak trudna jak „Somewhere Along The Highway”. Ma silnie zarysowany koncept jak „Eternal Kingdom”, a jednocześnie… jest potencjalnie lepsza od nich wszystkich!
Ale po kolei. „Vertikal” to album inspirowany filmem „Metropolis”. Ci, którzy go nie widzieli, niech sięgną po screeny – bez kontaktu z ową produkcją odbiór płyty nie będzie tak dobry, a przede wszystkim – rozminie się z tym, co twórcy tak naprawdę sugerują. W skrócie – film jest metafizyczną historią opowiadającą o przemysłowym mieście, w którym żyją dwie kasty: myśliciele i robotnicy. „Vertikal” to muzyczna wędrówka po wykreowanym przez Fritza Langa obrazie. Duszny, ciężki klimat, fabryki, maszyny – wszystko to znajdziemy w pejzażu, jaki zaserwowali nam Szwedzi.
Album otwiera fantastyczne, choć nietypowe intro – zwiastun tego, czego wcześniej w muzyce Cult of Luna nie było, a mianowicie elektronicznych oraz industrialnych rytmów. Syntezatory pobrzmiewają w tle we większości utworów, budując niewiarygodny klimat. Po łagodnym intro otrzymujemy od razu silny cios – I: The Weapon to ciężki walec, który dopiero w drugiej części przechodzi w łagodniejsze rytmy. Czuć wyraźnie, że Cult of Luna pożegnali się na dobre z post-rockową subtelnością rodem z „Salvation”, a penetrować zaczęli natomiast rejony bliższe sludge’owi. Otwieracz płynnie przechodzi w najdłuższy i najbardziej rozbudowany utwór nie tylko na tej płycie, ale w całej historii zespołu (!). Vicarious Redemption to kwintesencja stylu Szwedów – częściowo improwizacja, skomponowana z niezwykłą wirtuozerią i zbudowana z różnorodnych elementów, pełna zmian tempa i nastroju, a także zawierająca jedne z lepszych riffów, jakie kiedykolwiek napisali panowie z Cult of Luna. Co ciekawe, utwór w ogóle nie nuży – i jest to cecha całego albumu, który wcale krótki nie jest. Nie da się ukryć, że „Vertikal” wchodzi znacznie lepiej i łatwiej, niż inne wydawnictwa tego zespołu, ale jest to też zapewne w dużej mierze kwestia nastawienia się na konkretny klimat – jak wspomniałem, bez znajomości „Metropolis” ciężko jest przy pierwszym odsłuchu do końca zrozumieć, o czym jest ta płyta.
Niedługie interludium The Sweep wprowadza nas do najbardziej chorego i pokręconego utworu – Synchronicity. Ten kawałek jest miniaturą całego „Vertikal” – ciężkie, industrialne rytmy, mechaniczna perkusja, gęsta atmosfera, połamane riffy, opętańczy wokal – tam jest wszystko! Tuż po nim następuje Mute Departure, które zgodnie ze swoim tytułem jest o wiele spokojniejsze i daje chwilę wytchnienia. Kolejne niedługie interludium przenosi nas do najlepszego w moim odczuciu utworu na tym albumie – In Awe Of, które imponuje przestrzennymi pasażami gitarowymi, których jeszcze w takiej formie na żadnym wydawnictwie Cult of Luna nie słyszałem. Są też ślady dawnych emocji, choć – fani „Salvation” i „Somewhere Along The Highway” – nie nastawiajcie się na silne nawiązania do tych płyt. Album wieńczy łagodne, wyważone Passing Through, które – zwłaszcza w drugiej części – jest niemalże oniryczne. Jednak gdy wybrzmiewa ostatnie echo, mamy ochotę na więcej! Zdawałoby się, że „Vertikal” kończy się zbyt szybko…
Jak można to wyczuć po moim entuzjastycznym opisie – oceniam nowe wydawnictwo Szwedów bardzo, bardzo wysoko. Należy docenić przede wszystkim to, że panowie stworzyli coś kompletnie nowego i świeżego – choć podążyli ścieżką wytyczoną przez „Eternal Kingdom”, to nie bali się eksperymentować. Dzięki temu mamy industrialne, klawiszowe pasaże, przestrzenne riffy czy motywy zahaczające brzmieniem o blackmetalową estetykę (!). Jednocześnie, to wciąż Cult of Luna – z bardzo charakterystycznym brzmieniem perkusji czy typowymi zagrywkami gitary rytmicznej. Nie udało się też uniknąć drobnych kopii niektórych motywów z poprzednich płyt (zwłaszcza wyczuwalne jest nawiązanie do klasycznego przejścia z Finland). Pomimo tego – „Vertikal” to dzieło, wykraczające poza wypracowaną stylistykę i poza gatunkowe ramy post-metalu/sludge’u. Nie da się go bezpośrednio porównać z opus magnum – „Somewhere Along The Highway”, obie te płyty różnią się od siebie zbyt znacznie. Czas pokaże, czy „Vertikal” stanie się klasykiem. Jak dla mnie – to wydawnictwo zbliżone do doskonałości. Trudne, lecz nie męczące, a pozwalające zanurzyć się w pełni w wykreowany dźwiękami świat dzięki swej sugestywności. Świetna rzecz!
CULT OF LUNA – I: THE WEAPON