Moose The Tramp – Moose The Tramp (EP)

●●●●●●●●○○

1. Wherever Sun Roams 2. Place 3. La Rue 4. Five (Refuge) 5. Tastes 6. Old Folke

SKŁAD: Piotr Gibner – wokal; Jakub Leonowicz – gitara, wokal; Bartosz Nosewicz – gitara; Marcin Gdaniec – gitara basowa; Arek Wądołowski – perkusja. Gościnnie; Rafał Stępień – akordeon

PRODUKCJA: Iwo Olszewski & Paweł Dawcewicz – Panic Room & Moose Rehearsal Studio

WYDANIE: 2012 – niezależne

www.moosethetramp.com

Łosie mają to do siebie, że często wyruszając na bezgraniczne wojaże utykają gdzieś pośród ludzkiej cywilizacji, gdzie napotykamy je w najmniej oczekiwanych okolicznościach, a że te dzikie stworzenia strachliwe nie są, często nie ustępują z drogi, a w przypadku poczucia zagrożenia mogą zaatakować przednimi kończynami, co może być śmiertelnie niebezpieczne. Nasz „łoś włóczęga” jest właśnie takim przypadkiem, z tym że atakuje „śmiertelnie” melodyjnymi riffami na długo zapadającymi w pamięć, świetnym wokalem, rytmicznymi fanaberiami perkusji i tętniącego życiem basu oraz odważnymi wycieczkami w rejony ambitnej alternatywy oraz post-rocka z domieszką charakterystycznego folku i to bez zbędnych eksperymentów; wychodząc z założenia, że proste jest piękne, jeżeli nie najpiękniejsze…

Nie ma wątpliwości, Moose The Tramp należą się słowa uznania za aranżacyjny koncept EP-ki definiujący istotę przebojowości

Chociaż nasz „Łoś włóczęga” wędruje po interesujących muzycznych kolejach losu to jednak takim prawdziwym powsinogą nazwać go nie możemy, bo nowej „ziemi obiecanej” też nie odkrywa. Co trzeba przyznać – tak jak łosie zaliczane są do grubej zwierzyny objętej okresem ochronnym – tak muzyka Moose The Tramp nie jest taka oczywista i ma zalążki swoistej unikatowości, co w światku polskiego rocka gwarantuje im bezpieczeństwo „przeżycia gatunku”. Zespół nie sili się jednak, aby było to podporządkowane nienaturalnej wizji czegoś nad wyraz sztucznego. Formacja z pewnością wymyka się z ram typowego mainstreamu, dlatego na tle wszechogarniającego indie rocka zespół dzięki swojej nieszablonowości może współdzielić ze słuchaczem naprawdę przyjemne oraz inspirujące momenty muzycznego oddania.

Panowie raczą nas kolejno bardzo pozytywnym Wherever Sun Roams, który w chóralnym kamuflażu przypomina rockową patetyczność 30 Seconds To Mars (również Tastes), a pozostałą częścią wypełnia przebojowym stylem Coldplay i zabrudzoną formą muzyczną Foo Fighters, czy też Pearl Jam. Place to już swego rodzaju rytmiczny popis uosabiający nieco funkowy przekaz jakim charakteryzuje się muzyka Red Hot Chilli Peppers. Wraz z La Rue rozpoczyna się już bardziej egzotyczny rozdział, w którym Moose The tramp postanowił sięgnąć po akordeon na którym gościnnie zagrał Rafał Stępień. Tytułowa „ulica” po mocnym gitarowym wejściu z pewnością przeniesie nas na bulwary paryskiej bohemy, tylko co w takim miejscu miałby robić łoś? Otóż, ten próbuje zwrócić na siebie uwagę przeciągłym wokalem, który na tle pojedynczych dźwięków gitary przypomniał mi dawny debiut We Call It A Sound – „nimated”, którego dźwięków naprawdę mi brakowało, a zwłaszcza wokalu łudząco przypominającego niejakiego Stinga.

Tak jak łosie zaliczane są do grubej zwierzyny objętej okresem ochronnym – tak muzyka Moose The Tramp ma zalążki swoistej unikatowości, co w światku polskiego rocka gwarantuje im zabezpieczenie „przeżycia gatunku”

Instrumentalny Five (Refuge) to z kolei banalna, chociaż bardzo ujmująca kompozycja ze względu na przypominający w swym klimacie iście folkowy charakter rodem z Ameryki Północnej, gdzie główną rolę niesie za sobą mocne brzmienie akustycznej gitary przy jednoczesnym harmoniczno-rytmicznym ostinato niosącym za sobą bardzo pozytywne wibracje. Niemalże tą samą regułą postanowiono wypełnić ostatni na EP-ce Old Folke, w którym wszystko dodatkowo dopełniono ciepłą barwą wokalną Piotra Gibnera przedstawiającego w Moose The Tramp – biorąc pod uwagę inne projekty – zdecydowanie swoje najłagodniejsze oblicze. Na przed ostatnim miejscu czeka na nas jeszcze najdłuższa z kompozycji – Tastes. Ponad 7-mio minutowy utwór nie trąca jednak wonią monotonii. Wręcz przeciwnie! Moose The Tramp postanowili wykorzystać Tastes jako utwór krystalizujący umiejętność równowagi pomiędzy złożonością motywów, który dzięki skrzętnie skonstruowanej narracji uwypukla oryginalność kompozycyjnej atmosfery na tyle, że poszczególne fragmenty równie dobrze mogłyby być rozłożone na wiele nowych utworów. Nie ma wątpliwości, Moose The Tramp należą się słowa uznania za aranżacyjny koncept EP-ki definiujący istotę przebojowości. Potrafią przekonać każdym jednym utworem i każdym, nawet najbardziej trywialnym motywem, czego konsekwencją może być również dopięta na ostatni guzik produkcja i wykończenie albumu.

Nie wiem czemu, ale mimo że paradoksalnie „Łoś włóczęga” szedł po bardzo widocznych śladach innych jeleniowatych, to bardzo często łapię się na powrocie do odtworzenia tej EP-ki ponownie. Wprawdzie nic nowego mnie na niej nie czeka, ale ta muzyczna lekkość i zawartość materiału, który brzmi naprawdę świadomie z pewnością zmusi także wielu z Was, aby pomimo agresywnej natury łosi zacząć śledzić jego dalsze losy tak jak ja będę to robił od pierwszego kontaktu z muzyką jaką mi zaserwował. Pamiętajcie jednak, że te zwierzęta mają dobry słuch, dlatego biorąc pod uwagę bogate doświadczenie muzyków, trzymajcie tego łosia na dystans, żeby przypadkiem nie spoczął na laurach, a Wy skradając się za nim nie dostali kopytami opieszałości.

MOOSE THE TRAMP – WHEREVER SUN ROAMS