Hanimal – Poetry About the Point

●●●●●●●●○○

1. Stories of chivalry & passion 2. Three mirrors 3. Bajkit 4. Violet inviolate  5. Alone  6. As I walked  7. Certain amount of power  8. Close the valves  9. The sky rushes 10. You stand uphill 11. High up there 

SKŁAD: Hania Malarowska – wokal, gitara akustyczna; Asia Komorowska – skrzypce, wokal; Mateusz Szemraj – gitara elektryczna/ akustyczna; Denis Dubiella – gitary basowe

Wojtek Lubertowicz – perkusjonalia. Gościnnie: Jacek Mielcarek – saksofon; Krzysztof Podsiadło – organy Hammonda.

PRODUKCJA: Hanimal, Krzysztof Podsiadło, Denis Dubiella, Wojtek Lubertowicz, Joanna Popowicz & Bartłomiej Zajkowski – RecPublica Studios

WYDANIE: 22 stycznia 2014 – Verge Sound www.hanimal.pl

Do redakcji trafiła debiutancka płyta projektu Hanimal i z całą świadomością mogę powiedzieć, że początek roku 2014 może stać właśnie pod jej patronatem. Album „Poetry About the Point” jest efektem ponaddwuletniej pracy zespołu, który powstał stosunkowo niedawno, bo w 2011 roku z inicjatywy liderki i głównego bodźca napędowego całej formacji – Hani Malarowskiej – autorki większości kompozycji. Zanim jednak doszło do nagrania „Poetry About the Point” zespół zgrywał się podczas pierwszych koncertów, które zapoczątkowali tego samego roku, również w ramach takich festiwali, jak Warsaw Music Week, Męskie Granie, Off Festival czy Slot Art Festival.

Zaginają przestrzeń taktownymi dźwiękami akompaniującymi obdarzonej przez zespół szacunkiem “ciszy”, przepełnionej burzą emocji

Muzyka jak na współczesne realia wyzuta od nadmiaru banalności. Przesycona jest oryginalnością i pierwszorzędnym wysmakowaniem rejonów skrajnej subtelności. Niepozbawiona jest jednak odpowiedniej nuty drapieżności, chociaż większość kompozycji przesiąknięta jest maniakalnym nastrojem ponurych rejonów, często zahaczających o psychodeliczną manierę ocierającą się o ascetyzm. 

„Poetry About the Point” to wydawnictwo zawierające jedenaście utworów, do których dopisano świetne poetyckie teksty siostry pani Malarowskiej – Magdy. To właśnie one dały podwaliny pod rozpoczęcie prac nad debiutanckim albumem Hanimal. Szczerze przyznam, że są one jednymi z ciekawszych, jakie ostatnio dane mi było słyszeć na polskim rynku. Nie czuję się jednak na tyle silny, aby jakikolwiek z nich interpretować, bo są na tyle otwarte, że każdy powinien to zrobić w swoim imieniu. 

Sama muzyka to kwintesencja nostalgii, w której dużą rolę odgrywa niespieszna rytmika i odpowiednim balansowaniem nastroju i dynamiki operowania instrumentarium. Zespół nie ogranicza się bowiem do klasycznych narzędzi, a stara się tę atmosferę nieco urozmaicić, czy to pobrzmiewającymi gdzieś skrzypcami (Stories of chivalry & passion), frywolnymi dzwonkami (As I walked), czy też dosadnym brzmieniem saksofonu (High Up There) oraz organów Hammonda (Alone). Niekiedy przewijamy się przez rejony niepokoju i pewnego rodzaju fantazji, które mi osobiście przez bajkowy klimat kojarzą się z kasandryczną atmosferą budowania dysharmonii nastroju w zespole prezentującym subtelny rock – Comus (Stories of chivalry & passion). 

Muzyka jak na współczesne realia wyzuta od nadmiaru banalności. Przesycona jest oryginalnością i pierwszorzędnym wysmakowaniem rejonów skrajnej subtelności

Hanimal rozbrzmiewa pełną barwą i skalą możliwości instrumentalnych, chociaż te są wykorzystywane na dystans. Nie ma mowy, aby forma była przytoczona nadmiernymi środkami. Panuje bezpieczny minimalizm, w którym każdy dźwięk tworzy swoją historię, opowiedzianą jakby nie do końca, ale do końca opowiedziana być nie musi. Ważne, aby tworzyła jednorodną, spójną całość o unikatowym brzmieniu – a tak się na tej płycie dzieje. To właśnie owiana tajemnicą nostalgia każdej z kompozycji budzi tak duże zainteresowanie, które rozwijane jest oszczędnie wprowadzanymi partiami poszczególnych instrumentów. Minimalizm nie zawsze jednak jest tu przewidywalny i często nieoczekiwanie zbacza na ścieżkę istnych psychodelii. 

To właśnie pierwszy utwór ukazuje melodyjną brawurę zespołu, któryzagina przestrzeń taktownymi dźwiękami akompaniującymi obdarzonej przez zespół szacunkiem “ciszy”, przepełnionej burzą emocji, które świetnie przekazuje bardzo ekspresyjny śpiew H. Malarowskiej przypominającej nieco manierę islandzkiej wokalistki Sóley oraz nieco mniej ekstrawaganckie frazowanie wzorem Björk. Bajońska zmiana dynamiki sprowadza nas charakterną progresywnością, która wkracza na bezczelnej partii gitary i miarowych uderzeniach bębnów na tle zadziornych krzyków liderki. Rytmiczne uderzenie doskonale odzwierciedla również wyrazisty As I walked z zaskakującym rozwinięciem, równie dostatni Certain amount of power. Większość aranżacji jest ciekawie rozbudowana, a powtarzający się schemat nie ma zupełnie miejsca.

Melancholia, magia i wdzięk

Niecała godzina tych nietuzinkowych brzmień zapewnia masę doznań, które właściwie trudno uchwycić w słowach. Musicie jednak uważać, bo większość z utworów często może stać się powodem specyficznego uczucia niepokoju, nawet jeśli charakteryzują to acid-folkowe ballady, które na pozór kreują optymistyczną wizję (Three mirrors, Close the valves, You stand uphill). Te utwory w bardzo dużym stopniu przypominają mi atmosferę, jaka panowała na nagraniu studyjnym mało znanego Steve’a Adeya – „The Tower Of Silence” (2012). Może to właśnie ten zatopiony w kameralnym wyziewie odrealnionego folku muzyczny świat? Bardzo możliwe. Do bardziej mrocznych i znacznie intensywniej określających melancholijno-klimatyczny drenaż płyty uznałbym promujący cały album utwór Bajkit oraz Violet inviolate.

Nie do końca przekonała mnie jednak produkcja całego nagrania, która miejscami zdaje się być mało zbieżna z resztą kompozycji. Wiele z utworów wydaje się być nagranych w zupełnie innych warunkach. Być może winę ponosi za to decyzja przekazania realizacji „Poetry About the Point” i jej edycji, mixu i masteringu w ręce zupełnie innych osób, co na pewno przejawiło się odrębną wizją końcowego produktu każdego z nich.

Hanimal intryguje przede wszystkim swoją ambicją, bo z płytą „Poetry About The Point” wyszli na głęboką wodę. To album niejednoznaczny. Na pewno nie na jeden raz. Krążek wyjątkowy i wielowymiarowy w swoim przypadku, głównie dzięki nieskończonemu źródłu elastycznej emocjonalności brzmień i liryk, które nie są kopią czegoś, czego możemy doświadczyć dzięki innym grupom. Melancholia, magia i wdzięk. To formacja nad wyraz oryginalna. Już dziś wiem, że zajmą w polskiej skali twórczości wyjątkową pozycję. Pytanie – na jak długo?

HANIMAL – BAJKIT