★★★★★✭☆☆☆☆ |
1. Willy Mash – Feel The Will 2. LastVein – Suffering 3. Pinkeye – Get Out Of My Mind 4. TKM – ADHD 5. Restricted – Unclean Skin 6. Elek3city – Missing You 7. In My Pocket – Show Me Again 8. Splif – Czekam 9. Iubaris – A Man Disappeared 10. Dywizjon Despekt – Anipłowie Z Butelek 11. Said No! – No Sorrow
PRODUKCJA: Ramtamtam – Sala Prób Ramtamtam w Sopocie
WYDANIE: 2014 – Sala Prób Ramtamtam
Fundator inicjatywy, jaką jest ta składanka, długo nie kazał na siebie czekać, aby cieszyć się kolejnym wydawnictwem z Sali Prób Ramtamtam! Tym razem znaleźli się na niej laureaci konkursu „Wzmacniacz” organizowanego przez Fundację Wspierania Inicjatyw Muzycznych i Artystycznych Ramtamtam. Ten album to 11 kompozycji, które wyłoniło dwuosobowe jury w postaci Jarosława Śmigła z formacji Illusion oraz dziennikarza muzycznego Przemysława Guldy z Gazety Wyborczej.
Zdaniem przedstawiciela trójmiejskiej alternatywy Piotra Łuby to płyta, która może pomóc młodym, trójmiejskim artystom w osiągnięciu sukcesu. I takie też jest generalne założenie tej płytowej inicjatywy. Trójmiejska scena alternatywna w latach 90. była bowiem bardzo silna i spójna, co mogło pomóc w początkowej karierze kiełkujących bandów. A jak jest dziś? – pytają się. Cóż, (…) pamiętajmy, że w tamtych czasach było o wiele mniej możliwości pokazania się. Te sceny czy kluby, przeważnie studenckie, nie chciały grać muzyki na żywo, wolały robić potańcówki. Siłą rzeczy te zespoły grawitowały ku tym możliwościom, które mieli. Całe szczęście dziś jest dużo możliwości m.in. Radio Gdańsk, które przyczyniło się do idei promowania młodych zespołów – zapowiada P. Łuba.
Cały ten wybór, na który składają się zespoły na tymże wydawnictwie jest niezwykle różnorodny, co było pierwotnym zamysłem, jak i wypadkową gustów jury konkursu. Składanka ma z pewnością moc przebicia się do szerszej publiczności. W przeciwieństwie do pierwszego wydawnictwa Sali Prób Ramtamtam, które recenzowaliśmy [LINK], zespoły wydają się jednak w dużej mierze mniej doświadczone niż w pierwszej odsłonie tego projektu. Co za tym idzie… Przebić się będzie jeszcze trudniej, ale nie oznacza to, że jest to niemożliwe. Cała scena trójmiejska jest obecnie niezwykle rozdrobniona, co zresztą łatwo można usłyszeć, słuchając samej składanki. To nie te warunki, które panowały kiedyś. Możliwości były niegdyś bardzo ograniczone, dlatego „sito” dobrze radziło sobie z mało wyróżniającą się wizją artystycznych zespołów. Teraz prawie wszyscy mają szanse na swoje przysłowiowe pięć minut, ale nie wiem właściwie, czy to dobrze, czy nie. Na szczyty i tak dochodzą najbardziej zdeterminowani, dlatego co by nie było, to wartościowe zespoły i tak się prędzej czy później przebiją.
No, ale jak radzą sami twórcy… Wyobraźmy sobie (…) jury muzyczne, które posiada mózg i nie waha się go używać… Cuda nie widy – odpowiadam. Składanka, niestety, mną pod tym względem nie wstrząsnęła. Wygląda raczej na pospolity mixtape, który promuje garażowe „brudy” lokalnej sceny między innymi formacjami. Utwory podobno nagrane zostały w trakcie profesjonalnej sesji nagraniowej trwającej w sumie 129 godzin, ale summa summarum każda z nich to na tyle inna bajka, że ażeby miało to ręce i nogi, trzeba by chyba zatrudnić innego producenta do każdej z kompozycji. Niemniej jednak brawa za zróżnicowanie, które na takiej składance to przecież konieczność, ale realizacja, niestety, pozostawia wiele do życzenia. Same zespoły zasługiwały chyba na więcej indywidualnej uwagi, bo ich poszczególne koncepcje brzmienia – poza paroma przypadkami – nie wyglądają zrealizowane w myśl brzmieniowych wartości formacji. Oczywiście są zespoły, na które szczególnie warto zawiesić ucho, ale niektóre chyba raczej powinny pozostać w cieniu. Nie będę jednak rzucał nazwami, bo nie ja o tym decydować powinienem. Każdy ma swój sposób na przedstawienie swojego muzycznego ego i szacunek – tak czy siak – bezwzględnie się należy.
Willymash wzbudzi własnym utworem podziw swoją świeżością i naturalnością, które płyną od muzyków z każdym riffowym zawirowaniem. Alternatywne wejście to chyba dobra opcja na otwarcie rozdziału składanki „Wzmacniacz vol. I”, które „ruszy” swoją energią większość słuchaczy. Progresywny LastVein, jeśli kogoś nie zainteresuje aranżacyjną obudową, z pewnością przekona zgrabnymi partiami solowymi, którym uroku odmówić nie można. Trochę może to jeszcze nieuporządkowane, mało czytelne, ale mnogość i jakość motywów, jakie mają w swoich rękawach ci muzycy muszą zainteresować każdego fana metalowych progresji. Utwór Get Out Of My Mind formacji Pinkeye miał dobry zamysł, który przedstawia swoją brzmieniową myśl łatwą konstrukcją i piekielnie melodyjną aranżacją. Taki utwór po prostu musi przebić się do świadomości słuchaczy i pozostać na dłużej. Traf chciał, że wokalna ekwilibrystyka i wprost fatalny refren raczej mu w tym nie pomogą. Niestety, duet nie przypadł mi do gustu. No, ale nie mogłem przecież oczekiwać Johna Travolty i Olivii Newton-John z „Grease” (1978), którzy nota bene w tej kompozycji nieźle by się sprawdzili.
Power-popowy TKM wybrał na swojego reprezentanta paradoksalnie mało nadpobudliwy rockowy utwór ADHD, który stara się nas przekonać jednostajnym tempem i deklamacyjnie wybrzmiałymi lirykami, którym przydałoby się jednak „pióro” innego poety. Restricted słusznie wybudza nas z wcześniejszej hipnotycznej kompozycji beat-downowym ciężarem hardcore’owego Unclean Skin. Podobnie jest za sprawą innego utworu zespołu Iubaris, który z kolei black-metalową otchłanią ukrywa swoje oblicze w inspirujących riffach i gotyckiej atmosferze. Trochę jednak za mało to selektywne, aby koncepcja od razu była zrozumiała. Mix i mastering jest zbity, stłumiony, zupełnie niewyrazisty, żeby wyłupać w nim uchem muzyczny diament.
Elek3city to kontrastujący z uprzednio wspomnianymi kompozycjami neo-soulowy twór. To formacja, która jednocześnie wybija się na tle płyty jako jeden z nielicznych zespołów ukazujących swoją klasę i produkcję pomysłu, wydającego się być zrealizowanym po swojemu. Podszyty świetnym funkowym zacięciem i wiecznie kąśliwym groovem elektroniczny utwór Missing You chociaż na krótko wydobywa ze składanki prawdziwą jakość, jaką powinna w rzeczywistości posiadać. Elek3city to jednak nie wszystko. Dajmy na to, In My Pocket, dzięki któremu z kolei zapachniało mi ciekawym alternatywnym rockiem obszytym stonerem, któremu jako jedynemu to garażowe tło leży jak ulał. W tle świetny, ciepły wokal prowadzący instrumentalną furię à la Jane’s Addiction z pięknymi flażoletami. Splif z numerem Czekam też się nieźle spisał. Wbił się w tę składankę quasi-futurystycznym brzmieniem. Trochę rapcore’u, hard rocka, funku i nuta nu metalu podbitych koronowymi scratchami. Ciekawe, chociaż wcale nieodkrywcze!
Przedostatni Dywizjon Despekt to jedyny zespół, który powraca w masce kolejnej składanki Ramtamtam. Muzyczny kameleon tym razem przeistoczył się w imitację znanego Kazika Staszewskiego. Nie powiem, wybrnięto z tego niespodziewanie dobrze, nawet przy dość intrygującym temacie alkoholizmu. Końcówka zaskoczyła mnie świetnym drivem zespołu Said No! Funkująco… dobrze rockujący to zespół ze słyszalnym talentem do melodyjnych aranżacji z należycie rozwiniętymi i nieprzeholowanymi partiami solowymi. Bez przesadyzmu.
Ot, muzyka dla muzyki i w tym tkwi właściwie moc tej składanki. Zespoły w większości przypadków przecież nie powalają na kolana swoją muzyczno-brzmieniową erudycją. Podoba mi się przede wszystkim to, że fundatorzy starali się połączyć doświadczenie z zespołami początkującymi, tak jak jest to w przypadku grupy Elek3city, która zauważalnie odbija się na tle innych swoim profesjonalizmem. Obok nich są też zespoły młodsze. Niemniej wydaje mi się, że większość z nich to już zespoły z jakimś stażem – przyznał muzyk Illusion. Jakby nie było – potwierdzam – nie ma co za bardzo artystów ganić.
Myśl promowania takich zespołów zasługuje tylko do miana współczesnego Promoteusza polskich brzmień. Tym bardziej, że fundatorzy nie spoczywają na laurach i organizują dalsze inicjatywy. Poza nagraniami formacje wzięły bowiem udział w dwóch cyklach koncertów zorganizowanych na deskach Opery Leśnej. Łącznie w sumie 6 dni koncertowych, na których organizatorzy gościli blisko tysiąc osób! Cóż, początki nigdy nie są łatwe. Chylę czoła samemu założycielowi Rafałowi Serwatce, który zakasał rękawy i stara się trzymać swoich wartości, założeń i mimo wszelkich skrajności bezwzględnie wierzy w moc polskiej sceny muzycznej, która nawet na tak małym skrawku pomorskiej ziemi – jak się okazuje – potrafi objawić obiecujących artystów. Jednym i drugim – chapeau bas!
SPLIF – CZEKAM