![]() |
Iiro Rantala to jeden z najlepszych współczesnych fińskich pianistów. |
Tych było bez liku. Począwszy od delikatnego spóźnienia, przez które ominąłem wariacje Jana Sebastiana Bacha, po drugi utwór, którym Iiro Rantala od razu trafił w mój czuły punkt. Thinking of Misty, bo o nim mowa, to genialna kompozycja, która chociaż poświęcona Errollowi Garnerowi, to z jego muzyką wspólnego nic nie ma. Świetnie jednak oddaje głębokiego ducha fińskich muzycznych pejzaży. Jeszcze więc nie zdążyłem usiąść, a już mogłem cieszyć się znajomym riffem, który onieśmiela prostotą na tle iście frapującej linii melodycznej. W tle jeszcze krótka instrukcja mistrza fortepianu odnośnie improwizacyjnych zagrywek i mogliśmy zaczynać. Piękno wybijanej polifonii i magicznie zorganizowanej rytmiki rzuciły mnie na kolana. Wprawdzie z początku zdawało mi się, że artysta wyślizgiwał się z tempa, ale przy takich szaleńczych i dość połamanych prędkościach, każdy ma prawo do – w zasadzie niesłyszalnych – omyłek.
![]() |
Fiński protoplasta muzycznych wariacji Jana Sebastiana Bacha. |
I. Rantala to muzyk, który w przerwie swoich kompozycji pozwala sobie na dość rozwiniętą konferansjerkę, ciesząc zresztą każdego skrzętnie przygotowanymi erudycyjnymi wstępami. Taki też nastąpił, gdy wprowadzał do jego wariacji tematów J. S. Bacha, zapowiadając samego kompozytora jako pierwszego odkrywcę jazzu. Rzeczywiście, przy improwizacyjnych zabiegach I. Rantala kompozycje Klasyka nabrały wręcz naturalnego jazzującego zacięcia. Partie te były długie, bardzo stonowane i w jeszcze lepszy sposób nabierające swojego piękna przepychu, zwłaszcza jeżeli dostrzegliśmy podobieństwo muzycznej formy Fina i jego częstych ornamentalnych tryli, które w utworach J. S. Bacha nabrały prawdziwego barokowego uroku (Wielka msza h-moll, Aria z Wariacji Goldbergowskich oraz kolejna z tego utworu Wariacja numer 1). Co ciekawe, w mojej opinii pomimo wielokrotnie napomkniętego uwielbienia do niemieckiego kompozytora, w swoich klasycznych ekstrawagancjach mi przypominał często melancholię słowiańszczyzny Fryderyka Chopina.
![]() |
Ma spory szacunek do artystów, którzy wpłynęli na jego muzyczny warsztat. |
Oczyszczając się z blichtru muzyki klasycznej, Fin postanowił uraczyć nas nieco bliższymi nam melodiami, które tworzyły historię jazzu. Mam tu przede wszystkim na myśli iście ragtime’ową kompozycję Georga Gershwina – Liza z albumu Fina – „My History Of Jazz” (2012). I. Rantala nie pozwalał na nudę, często preparując swój fortepian, kładąc na strunach ręcznik i tworząc tym samym stłumiony efekt skrzypiec staccato do Freedom z najnowszego krążka „Anyone With A Heart” (2014), którego inspiracją była książka Jonathana Franzena pod tym samym tytułem. W pewnym momencie swoim brzmieniem kompozycja odzwierciedlała niektóre elementy, jakimi posługiwał się w swojej twórczości Mike Oldfield, co wzbudziło moją szczególną ciekawość. Innym razem zastępował ręcznik zwykłą kartką papieru, która w prosty sposób tworzyła unikalne brzmienie winylowych klasyków w Uplift. Trzeba przyznać, że zarówno w obu kompozycjach oryginalna aranżacja wzbogacona o pozostałe instrumenty nie straciła na swoim przekazie na żywo, co tylko potwierdza wagę talentu tego fińskiego solisty, potrafiącego wypełnić „pustkę” innych instrumentaliów wyłącznie brzmieniem swojego fortepianu. Trzeba podkreślić, że I. Rantala ma spory szacunek do artystów, którzy wpłynęli na jego muzyczny warsztat. Dlatego sporo w jego twórczości dedykacji oraz instrumentalnych wskrzeszeń. Dwie kompozycje, które w piękny sposób podkreśliły jego umiejętności aranżacyjne to ukłon w stronę Johna Lennona w postaci dwóch ciekawie zaprezentowanych klasyków Norwegian Wood oraz Woman. Innym razem za pomocą kompozycji Tears For Esbjörn w fenomenalny sposób uczcił pamięć jednego z gigantów europejskiej sceny jazzu kryjącego się pod nazwiskiem Svensson. Jak sam I. Rantala twierdzi, dzięki owej kompozycji wzbił się na nowy poziom melancholii, która rzeczywiście wprost przesiąknięta jest odczuwalnym żalem po utracie wielkiego artysty.
![]() |
Potrafi wypełnić „pustkę” innych instrumentaliów wyłącznie brzmieniem swojego fortepianu. |
Niestety to było w dużej mierze wszystko, na co pozwolił sobie tego wieczoru Fin. Zdecydowanie za krótko. Wprawdzie na bis dostaliśmy jeszcze klasycznie brzmiące Intermezzo Luciano Pavarottiego, które niespodziewanie, bez operowego szyku w pewnym stopniu na fortepianie brzmiało jak twórczość Claude’a Debussy’ego. Cóż, pięknie zwieńczony wieczór, ale skończył się zbyt wcześnie. Zwłaszcza że tak długo czekałem na wydarzenie takiego kalibru. Oby więc było ich więcej!