Stop Motion Orchestra powraca z nowym składem i z jeszcze bardziej organiczną muzyką. Inspiracje Henry Cow i Magmy mogą nam już wiele o tym projekcie powiedzieć. Do tego puszczenie oka w kierunku muzyki Europy Wschodniej i Azji Południowej. Prawda, że intrygujące? Muzyka Stop Motion Orchestra jest niezwykle przyjemna do obcowania, chociaż przy głębszym zagłębieniu się w nuty niejeden z nas by zwariował. Zawiłość, intelektualność i nieco prześmiewcza forma to genialna mieszanka na sukces tego projektu. No i przede wszystkim dystans do swojej twórczości, bo jest w niej niesamowita dawka humorystycznej groteski wobec wszelkich melodyczno-rytmicznych konstrukcji. Muzykę ich można ograniczyć do wpływów art-prog-rocka z elementami fusion, awangardy, world, a nawet muzyki klasycznej. Instrumentarium oparte na saksofonie, skrzypcach, basie i warstwach gitary elektrycznej i akustycznej podkreślają estetykę i atmosferę gatunków w niebywałej formie instrumentalnego trubadurstwa. Aranże są wyrafinowane, gęste i opatrzone w polirytmicznej folii, która wcale nie miesza, ale wstrząsa naszymi doznaniami. Brzmienie jest szorstkie i prowokujące, ale i nadzwyczajnie malownicze oraz ilustracyjne. Całość jest więc nie tyle urzekająca, ale wręcz odurzająca przystępnością fantasmagorycznego świata muzyki jaki stworzyli.