Reżyseria: Don Cheadle
Premiera : 11 październik 2015
Gatunek: biograficzny, muzyczny
Produkcja: USA
Długość: 100 min.
O Milesie Davisie napisano już niemal wszystko. Powstały liczne monografie wyczerpująco omawiające jego muzykę jak też i te dotyczące życia prywatnego artysty. Ukazała się również jego autobiografia, która po dziś dzień cieszy się wielką popularnością wśród czytelników. Dla wielu z niech jest introdukcją do świata jazzu. Znamienny jest fakt, że tak barwna postać jaką był Miles Davis dopiero teraz doczekała się o sobie filmu (pomijając filmy dokumentalne). Oczekiwania były więc ogromne.
Akcja toczy się w 1981 roku w Nowym Jorku, kiedy to Miles Davis pogrążony jest w twórczym impasie i uzależnieniu od narkotyków. W rolę legendarnego trębacza wciela się Don Cheadle, który jest również reżyserem filmu jak i jego scenarzystą. Wybór właśnie tego aktora nie był przypadkowy. Już bratanek trębacza stwierdził, że Cheadle jest jedynym aktorem, który potrafiłby się wcielić w rolę jego stryja. Don Cheadle nie miał łatwego zadania filmując historię Milesa, którego życie i twórczość było na tyle bogate, że nie sposób wszystko pomieścić w jednym filmie. Zabrakło więc scen z początków jego kariery z St. Louis i zmagań ze swoim ojcem, pobytu w Paryżu, historii jego słynnych kwintetów, małżeństwa z Cicely Tyson i wielu innych ważnych wydarzeń.
Reżyser postanowił skupić się na najmniej udokumentowanym okresie życia Davisa i improwizować pomiędzy faktami i mitami. Zamiast chronologicznie opisanej historii Don Cheadle serwuje nam kino akcji z samochodowymi pościgami i strzelaniną. Miles – gangster! Sceny te przeplatane są reminiscencjami z lat 50. Poznajemy więc historię małżeństwa Davisa z tancerką baletową Frances Taylor (Emayatzy Corinealdi), czy też historię rasistowskiego ataku na jazzmana przed klubem Birdland w Nowym Jorku. Niezwykle ciekawa jest też scena sesji nagraniowej z Gilem Evansem. Miles Davis przedstawiony jest zarówno jako agresywny i nieprzewidywalny wojownik o swoje prawa oraz jako wrażliwy, kreatywny artysta i kochający mąż. W obie role Don Cheadle wciela się wybornie i doprawdy nietrudno zapomnieć, że to tylko aktorska gra, a nie sam Davis we własnej osobie. Rola ta jeśli nie jest warta Oscara, to na pewno dużego uznania.
Aby rozszerzyć potencjalne grono widzów, Cheadle wprowadza do fabuły filmu fikcyjną postać dziennikarza magazynu Rolling Stone, Dave’a Braden’a (Ewan McGregor). Przyjeżdża on do domu Davisa, aby przeprowadzić z nim wywiad. Ich wzajemna relacja obfituje w wiele zabawnych dialogów i sytuacji, na przykład kiedy Szkot w swoim dialekcie mówi do zdumionego artysty Ah wiz aff mah tits (Byłem naćpany).
Część dialogów użytych w filmie pochodzi z oryginalnego wywiadu udzielonego przez Davisa dla Rolling Stone. I don’t like the word jazz, mówi Davis na początku filmu. It’s social music. Albo: If you gonna tell a story, come with some attitude…
W filmie o artyście takiego formatu nie mogło zabraknąć doskonałej muzyki. Usłyszeć możemy takie utwory z twórczości mistrza jak: So What, Seven Steps to Heaven, Solea, Black Satin, Back Seat Betty, Nefertiti. Ścieżka tej ostatniej kompozycji pojawia się podczas zajadłej kłótni Milesa z żoną Frances. Co ciekawe Frances Davis, która ostatecznie rozwiodła się z trębaczem, jest jedną z wielu producentów tego filmu. Soundtrack do obrazu Dona Cheadle’a to jednak nie tylko muzyka Milesa Davisa. Rewelacyjne kompozycje wyszły też spod pióra Roberta Glaspera jak np. What’s Wrong with That do sceny kończącej film.
Zrozumienie fabuły tego filmu w dużej mierze zależeć będzie od znajomości sylwetki Milesa Davisa, jak również samej historii jazzu, w której Amerykanin jest przecież postacią kluczową. Filmowe biografie muzyków mają to do siebie, że są do siebie podobne. „Miles Ahead” z tej konwencji się wyłamuje choćby dlatego, że spora część fabuły tego filmu jest tylko fikcją. Ten film na pewno podzieli widzów. Jazzowi puryści jak zwykle będą wołać o pomstę do nieba (do tego można było już się przyzwyczaić), ale spora część widowni znajdzie podczas tego seansu doskonałą rozrywkę. Mniej wtajemniczonych obraz ten zapewne zmotywuje do dokładniejszego zapoznania się z postacią Milesa Davisa, jak i historią jazzu w ogóle. Być może właśnie to w tym filmie jest najważniejsze? Jakby nie było nareszcie na duży ekran zawitała największa gwiazda jazzu – Miles Davis. I oby nie po raz ostatni.