Dog in the Snow – Consume Me

★★★★★★★☆☆☆

1. Sea 2. Child 3. Blood 4. TV 5. Face Me 6. Mirror 7. Safety 8. Magic 9. Consume Me 10. I’m Still Here (Encore)

SKŁAD: Helen Ganya Brown

PRODUKCJA: Helen Ganya Brown

WYDANIE: 20 października 2017 – Battle Worldwide Recordings

Dog in the Snow, czyli tak naprawdę Helen Ganya Brown – dziecko Szkota i Tajki mieszkające w Wielkiej Brytanii, ale mające wspomnienia z dzieciństwa głównie związane z Singapurem. Jej przynależność kulturowa jest znakiem naszych czasów, w których tak ogromną liczbę ludzi można nazwać imigrantami (temat poruszany jest zresztą na płycie), co powinno w teorii pomóc w zatarciu się różnic międzyludzkich, a jednak jest wręcz przeciwnie, rosną niechęć i izolacja. Do tego coraz mocniej trzyma nas w swojej garści konsumeryzm. O tych właśnie problemach głównie śpiewa Helen na swojej debiutanckiej płycie „Consume Me”.

Czasy, w których przyszło nam żyć nie dają wielu powodów do radości, ale działają inspirująco na wielu artystów. „Consume Me” to bardzo inteligentna propozycja z ważnymi tekstami. Utwór Child muzycznie (uwydatniony bit i przyjemna melodia) stoi w opozycji do dość szokującego tekstu, w którym artystka w ramach protestu oznajmia, że nie będzie mieć dzieci: I won’t have child unless you show me humanity, I won’t have child until you stop bombing me… (Nie będę mieć dziecka, dopóki nie pokażecie mi człowieczeństwa, nie będę mieć dziecka, dopóki nie przestanę być bombardowana…). Face Me to kolejna tyrada na temat naszego przywiązania do ekranu telefonu i autoizolacji idącej z tym w parze. W TV to nie my jesteśmy konsumentami tego, co dzieje się na ekranie, lecz jesteśmy konsumowani przez telewizję. Nie jest jednak tutaj aż tak pesymistycznie, bo dla kontrastu mamy Magic, który traktuje o byciu dzieckiem, które wierzy, że wszystko jest możliwe, i o pragnieniu utrzymania tego optymistycznego spojrzenia na świat.

Muzycznie „Consume Me” jest zaskakująco wielowymiarowe. Często dostajemy mocny bit na froncie, który odwraca naszą uwagę od kryjących się za nim nieśmiało warstw (różne efekty dźwiękowe, klawisze, wielogłosy) w takich kompozycjach jak Child, Mirror czy Magic. Innymi razy wiodącą rolę ma gitara i wokal Brown (Safety). Głos Helen ma w sobie dużo ciepła i niewinności (nawet, kiedy przeklina), co tylko wzmacnia przekaz jej muzyki. Dużo w tej muzyce szlachetności i naturalności. Brown nie sili się na wpisywanie się w panujące trendy i tworzy utwory, które równie dobrze mogły ukazać się 10 lat temu. Wtedy też mogłyby być wymieniane jednych tchem obok piosenek Tori Amos i Kate Bush. Dziś dorzuciłbym do tego grona Bat for Lashes.

Problemem tej muzyki jest brak oryginalności, to wszystko już oczywiście było, może z pewnymi elementami na innym miejscu, ale jednak składniki są już dość wiekowe. Ubolewam też nad tym, że nie słyszę w warstwie muzycznej tej wielokulturowości. Dog in the Snow odnosi jednak sukces od strony emocjonalnej, Helen Ganya Brown jest z nami do bólu szczera i ta autentyczność przemawia z wielką siłą. Wtórność przestaje też boleć, kiedy produkt końcowy jest na tak równym poziomie. Jeśli przegapicie ten album, nic wielkiego się nie stanie, ale jeśli macie trochę czasu na zbyciu i deficyt ambitnego popu, nie wahajcie się.