Katedra – Człowiek za dużo myślący

Kilka lat temu wrocławska Katedra narobiła sporego zamieszania premierą krążka „Zapraszamy na łąki” [RECENZJA TUTAJ]. Bigbitowa stylistka krążka szturmem podbiła serca słuchaczy, a o formacji zrobiło się głośno. Tamten album o ile artystycznie był próbą udanego raczkowania, tak „Człowiek za dużo myślący” – nowy album studyjny Katedry – to zupełnie inna bajka. Owszem, poprzednik był bardzo udany i „świeży” w swojej treści i formie, ale najnowsze wydawnictwo jest sumą ich muzycznych doświadczeń. Album pozbawiony został wszelkich barier, a całości przewodzi dźwiękowy impresjonizm. To wciąż propozycja natchniona pełnią poetyckości, ale tym razem z o wiele bardziej podniosłą atmosferą. Sam nie wiem, która forma była jednak odpowiedniejsza, ale wydaje mi się, że na ostatnim wydawnictwie kupiły mnie przede wszystkim spontaniczność i pewna doza uczciwej infantylności, której najnowszy album jest pozbawiony. Dystans, który zdobił premierowy krążek został zastąpiony często zbytnio przefiltrowanym patosem, ale i zdrową dawką odważnych aranżacyjnych posunięć i muzycznego wizjonerstwa. Bez owych elementów nie bylibyśmy świadkami świetnie rozwiniętych instrumentalnie kompozycji takich jak List, które puszczają w niepamięć wspominaną kompozycyjną przebojowość i rozpoczynają przygodę z ferią nieskrępowanych eksperymentów. Aranżacje są pod tym względem bogatsze i ciekawsze w formie i treści. Zespół oprócz genialnego klimatu rozwinął swoją artystyczną dojrzałość. Najnowsza płyta to niewątpliwie ciekawa mieszanka psychodelii, bigbitu, artrocka i progresji, a kompozycje czerpią z wielu źródeł, bo dostajemy tutaj inspiracje King Crimson, Pink Floyd, Czesław Niemen, SBB czy też Breakout. Całość jest ponadto bardzo przestrzenna i teatralna, wszak całość napisana została pod ideę teatralnego spektaklu. O bardziej spójną płytę byłoby więc niebywale trudno. Utopijna wizja kolorowych lat 60. i 70. i wola resuscytacji analogowego grania, która przyświeca tej formacji jest wciąż żywa, a na „odbudowę” tradycji polskiego bigbitu, artrocka i klasycznej progresji nie trzeba było wydawać 800 mln euro. Taką Katedrę to ja rozumiem.