●●●●●●●●●○ |
1. a3 2. b6 3. s1 4. e5 5. n4 6. c7 7. e2 8. A7bsence SKŁAD: Patryk „Nick Wolverine” Zwoliński – wokal; Mateusz „Havoc” Śmierzchalski – gitara, gitara basowa; Marek „Deadman” Zieliński – gitara; Konrad Ciesielski – perkusja; Bartosz „H_12” Hervy – sampling, instrumenty elektroniczne; Matteo Bassoli – gitara basowa PRODUKCJA: Riccardo Passini WYDANIE: 4 października 2013 – Mystic Productions
Rozwój wydaje się być bardzo ważnym słowem w muzycznym słowniku gdyńskiego Blindead. Bowiem na przestrzeni czterech albumów studyjnych konsekwentnie poszerzają oni swoje artystyczne ja sprawiając, że ich tożsamość jest coraz bardziej unikatowa i trudna do sklasyfikowania. Słuchając najnowszego wydawnictwa zatytułowanego „Absence” głowię się, do jakiej szufladki ich tym razem upchnąć, ale z drugiej strony, po co zamykać ich twórczość w sztywnych ramach, kiedy ta chce wierzgać i cieszyć się wolnością? Wspaniałe jest właśnie to, że grupa, która może być uznana po prostu za polską odpowiedź na post metal potrafi sprawić, że stawiam ją na równi z legendami tegoż gatunku właśnie ze względu na to, że panowie potrafią w tej materii zrobić coś swojego i niepowtarzalnego.
„Absence” jest albumem, który będzie stale sprawiać problemy osobom lubiącym szufladkować. Tematycznie i duchowo jest to następca wybitnego wręcz „Affliction XXIX II MXMVI”, ale jeśli skupić się na samej muzyce, jest to całkiem inna bestia. Otwierający krążek a3 to chyba najbardziej stonowany utwór grupy w karierze, jednak niosący w sobie to znane już słuchaczom nieprzyjemne podskórne napięcie. Dalej jest jeszcze ciekawiej, zespół stale balansuje ciężar z onirycznością. Nie jest to zdecydowanie muzyka, która sprawi, że zimowe wieczory upłyną Wam weselej, z drugiej strony Blindead doskonale zdaje sobie sprawę, że jesteście o tej porze roku najbardziej na takie dźwięki chłonni wydając płytę po raz kolejny w okolicach zimy. Ponownie mamy do czynienia z tematyką ciężką i przygnębiającą. Skupia się ona na śmierci, a mianowicie listach, które zmarli wysyłają głównemu bohaterowi. Zagłębienie się w te metafizyczne treści jeszcze przede mną, ale mając w pamięci, jak bardzo poruszyła mnie historia autystycznej dziewczynki z poprzedniego albumu jestem pewien, że „Absence” ma w tej kwestii także wiele do zaoferowania.
Wracając do warstwy muzycznej, Blindead skupili się jeszcze bardziej na budowaniu spójnej, muzycznej opowieści. Każda kolejna kompozycja wychodzi naturalnie z poprzedniej, dając świadectwo złożoności tego konceptu. Nigdy jeszcze w muzyce gdynian nie było tyle piękna i melodii. Śmierć jest niezaprzeczalnie tragicznym wydarzeniem, ale ma w sobie pewne trudne do opisania piękno. Również muzyka działa dwojako, pewne utwory przygniatają nas gitarowym ciężarem i dusznym klimatem, a inne niosą nadzieję. Kończący to dzieło A7bsence jest właśnie takim utworem, który ma w sobie dużo światła, mimo przytłaczającej tematyki.
Patryk Zwoliński, krzykacz zespołu, pokazał się na „Absence” w bardzo dobrym świetle, porzucając growl jako swoją dominującą formę ekspresji wokalnej. Tak, dokładnie, Wolverine na nowym wydawnictwie śpiewa i to w dużych ilościach, a robi to na światowym poziomie. Takie podejście do śpiewu nadało kompozycjom więcej przestrzeni i mimo że wspomniana tematyka jest dość duszna, jako słuchacze tego nie odczuwamy.
To jednak nie wszystkie zmiany, jakie zafundowało nam Blindead. W s1 możemy usłyszeć przepiękne zakończenie zagrane na skrzypcach, z kolei c7 oferuje nam awangardowe solo na saksofonie, które może przypominać ostatnie dokonania Ihsahn. Do tego, jak zwykle, znalazło się trochę miejsca dla elektroniki, co z nowym podejściem do śpiewu kieruje uszy w stronę Ulver, gdy pomyślimy o inspiracjach grupy. Nie zdziwiłbym się wcale, gdyby śladem Ulver grupa całkowicie odeszła od ciężkich gitar na kolejnym wydawnictwie. Taki obrót spraw mógłby zaowocować czymś absolutnie wybitnym.
Gdynianie obrali także nową drogę, jeśli chodzi o produkcję, zajął się nią bowiem Włoch Riccardo Passini, znany m.in. ze współpracy z At the Soundawn, który to zespół uwielbiam. Z tą załogą wiąże się także zmiana na stanowisku basisty. Do Blindead dołączył operator niskich tonów At the Soundawn Mateo Bassoli i trzeba przyznać, że wypadł wyśmienicie. Sekcja rytmiczna na tym krążku to temat na kolejny esej. Słychać, że między nowym basistą a perkusistą Blindead współpraca układa się bardzo dobrze.
Do tej pory nie było w tym roku polskiego albumu, który zrobiłby na mnie takie wrażenie, że byłbym skory powiedzieć, że oto mamy do czynienia z dziełem kompletnym. „Absence” jest bardzo blisko ideału. A może nim jest, tylko jeszcze tego nie pojąłem? Po genialnym „Affliction XXIX II MXMVI” pewnie niewielu spodziewało się, że Blindead sięgnie postawionej sobie tym wydawnictwem poprzeczki, ci jednak pokazali, że nie był to jednorazowy artystyczny przebłysk, a prawdziwy talent, który konsekwentnie rozwijają. Nie wiem jeszcze, czy Absence to ich opus magnum, ale wiem na pewno, że jeśli poszukujecie ambitnej muzyki, która pochłonie Was do reszty, omawiany album jest dokładnie tym, czego potrzebujecie.
BLINDEAD – S1