Eyebrow – Garden City

★★★★★★★★☆☆

1. Blind Summit 2. The Golden Road 3. Lustre 4. Mr Choppy 5. Thaw 6. Scrim 7. Pinch Point

SKŁAD: Paul Wigens – perkusja, perkusjonalia, elektronika; Pete Judge – trąbka, elektronika. Gościnnie: Jim Barr.

PRODUKCJA: Tim Allen & Shawn Joseph- Invada Studios & Optimum Mastering

WYDANIE: 2014 – Ninety and Nine Records

www.eyebrowmusic.com

Eyebrow to duet, który w swoim muzycznym zamyśle ewoluuje z improwizacyjnej struktury opartej na impresjonistycznej budowie kinematograficznej atmosfery, mieniącej się muzycznymi krajobrazami nostalgii.

Zespół, poza Wielką Brytanią raczej mało zauważalny, ponieważ formacja założona została zaledwie w 2009 roku, ale muzycy, tj. Pete Judge odpowiedzialny za brzmienie trąbki oraz elektroniki może pochwalić się nie byle jakimi umiejętnościami, które wykorzystuje również w Get The Blessing oraz w akustycznym trio Three Cane Whale. Z kolei perkusista Paul Wigens znany jest z kolaboracji z takimi kultowymi legendami, jak: Natacha Atlas, VivAlbertine z The Slits, Demo Suzuki z Can, a także Gary Lucas z Captain Beefheart oraz Jeff Buckley. 

Delikatna doza paranoi.

Muzyka Eyebrow wnosi delikatną dozę paranoi, chociaż często koi też przewrotnie swą delikatną mało agresywną melodyką. Ten niepokój często kojarzy się z dokonaniami Nilsa Pettera Molværa, czy też naszego polskiego tuzy Tomasza Stańko (Blind Summit), z kolei tło w Thaw w dużej mierze sprowadziło moje myśli na zapomniany już dziś soundtrack Mike’a Oldfielda „The Killing Fields” (1984) i niektóre jego elektroniczne fragmenty. Inne kompozycje z kolei prześladują słuchacza swym chłodnym klimatem, a dołączona elektronika wnosi ciekawe acid-jazzowe, a nawet trip-hopowe niuanse. Wszystko za sprawą kameralnego podejścia jazzowej konwencji, którą rozwija prostota elektronicznych egzaltacji. Te z pewnością należy wiązać z gościnnie uzupełniającym materiał krążka Jimem Barrym i jego muzycznym doświadczeniem w takich formacjach, jak Portishead oraz Get The Blessing.

Do elektronicznych modyfikacji można jednak odnieść się dwojako, bo o ile częstokroć wzbogacają brzmieniowo zdystansowany materiał, to równie często burzą również tak skrupulatnie budowany mistyczny charakter albumu (The Golden Road). Proporcje są jednak wyważone, acz mało przewrotne, z surowymi rytmami, przenikającymi się w przestrzenno-brzmieniowej nirwanie, chociaż przyznam, że brakowało mi jakichś bardziej drastycznych zwrotów akcji, mocniej porywającej solówki. Dzięki takiemu stanowi rzeczy dostajemy więc analogicznie materiał zwarty. Płynnie wiodący swą melodyką poprzez delikatne pokłosia nordyckiego klimatu sceny jazzowej, zwinnie kontrastując między stonowaną rytmiką i rzewną elektroniką.

Niejednoznaczny materiał.

Panowie z Eyebrow postawili na konwencję brzmieniowej hipnozy, czy też atmosferę ascezy. Ze względu na transowy proces krążka, dużą rolę pełni na niej dynamika perkusjonaliów wprowadzających gęste rytmiczne wiraże czy też delikatnie orientalne tło w nieśmiało płynącym Lustre z elastycznie wiodącą rolą trąbki. Jednostajne, mało zróżnicowane tempo często rozwleka się do granic wytrzymałości, dlatego trzeba być mocno cierpliwym, aby dostrzec prawdziwą emocjonalność naniesionego nastroju tak, jak to robi finał w monotematycznym Thaw w aspekcie niepokojącego minimalistycznego tła. Niektórych może to znużyć, innych zgłębi swoją magnetyczną mocą miarowego tempa. Tym samym na pewno należałoby również wspomnieć o ostatniej stricte ambientowej kompozycji Pinch Point, która znosi nas swoim organicznym tematem do szarej rzeczywistości i mało przewidywalnej rutyny. 

Dużo ciekawiej wypadają jednak wprowadzane harmonie jak np. w Scrim, chociaż do beniaminków tej płyty zaliczyłbym te popełnione utwory, w których na tle transowej ideologii wprowadzona zostaje delikatnie kojąca linia melodyczna, a to udało się najlepiej w trzech kompozycjach: Blind Summit, Mr. Choppy, The Golden Road. Dzięki takim rozwiązaniom cała produkcja mogłaby być jeszcze ciekawsza. W tym przypadku dostajemy materiał niejednoznaczny i dla wielu za bardzo wymagający, aby mogli zatopić się w jego dźwiękach od pierwszego zasłyszenia. Trudny, ale nie bezkształtny. Album z mocą pozazmysłowej aury obezwładniającego brzmienia. Zniewala, ale tylko tych, którzy temu się rzetelnie oddadzą.