Orange The Juice – The Messiah Is Back

★★★★★★★★☆☆

1. Romanian Beach 2. Summer Sea 3. The Message 4. A Body Without A Head 5. Report 6. Blame 7. I Was Wrong

SKŁAD: Konrad Zawadzki – wokale, inne dźwięki; Dawid Lewandowski – gitara elektryczna, wokale, inne dźwięki; Marcin A. Steczkowski – fortepian, klawisze, kornet, inne dźwięki, programowanie; Mariusz Godzina – saksofony; Marcin Jadach – gitara basowa, kontrabas, synth bass; Jan Kiedrzyński – perkusja. Gościnnie: Ida Zalewska – wokale; Maciej Obara – saksofon altowy (5); Erwin Żebro – trąbka prowadząca (2, 6); Maciej Kosztyła – saksofon tenorowy (2, 6); Marcin Taras – tuba (2, 6); Paweł Gielareck – theremin (5); Maciek Witek – dyrygent chóru Cantus ze Stalowej Woli (2, 4)

PRODUKCJA: Orange The Juice; Piotr „Falko” Rychlec – ViVi Sound w Otwocku, Sala kinowa „Wrzos” w Stalowej Woli; Marcin A. Steczkowski, Dawid Lewandowski, Marcin Jadach – Lunapark Motion Arts Collective w Warszawie

WYDANIE: 2014 – niezależne

www.themessiahisback.com

Paradoks na paradoksie, groteska w grotesce i sprzeczność na sprzeczności. Orange The Juice cechują kontrasty, które na pierwszy rzut wydają się być zrozumiałe tylko ich twórcom. Formacja jawi się bowiem mezaliansem rytmów i ultrapolifoniczną wizją własnej muzycznej koncepcji. Utwory chaotyczne, rozbite w swojej formie i treści. Okryte dużą selektywnością instrumentarium, kłują w uszy i zmuszają do głębszej analizy, o której weryfikację… ciężko, ale nie znaczy to, że starać się nie warto!

Album „The Messiah Is Back“ zespół postanowił wydać własnym sumptem w ściśle limitowanej, specjalnej edycji okraszonej bujną formą, którą zdobią sprzeczne ze sobą motywy elegancji, megalomanii, coś z duchowieństwa iluminatów, digipak na wzór weselnego zaproszenia, a wreszcie piramidalne opakowanie, które oprócz płyty i obwijającego ją frapującego cytatu kryje za sobą garść… krówek. Autorzy tego projektu muszą mieć nieźle zakręcone w głowie, ale w sztuce chyba wyjdzie im to tylko na korzyść. 

Obłąkany to produkt, znieczulony eksperymentalną wizją, ale i dowód nadzwyczajnej kreatywności.

Do współpracy przy drugiej płycie grupa zaprosiła szereg gości, m.in. chór chłopięcy Cantus ze Stalowej Woli, Erwina Żebro z grupy Piersi oraz finalistkę The Voice Of Poland Idę Zalewską. Ponadto gościem specjalnym zaproszonym przez Orange The Juice do udziału w projekcie jest młody utalentowany polski jazzman – Maciej Obara – znany ze współpracy chociażby z Tomaszem Stańko. Trzeba przyznać, że obecnie to jeden z najzdolniejszych i najbardziej świadomych polskich muzyków jazzowych młodego pokolenia. Samo jego uczestnictwo w tym projekcie podkreśla więc wagę tego wydawnictwa.

Ich inwencja twórcza uderza siłą młota pneumatycznego. To muzyka improwizowana i… rozimprowizowana, jakkolwiek pejoratywnie by to nie brzmiało. Kładzie nacisk przede wszystkim na jazzową asymilację. Koktajl muzycznej surowizny w duchu Franka Zappy, z którego treść można interpretować na wiele sposobów, a wszystko zarejestrowane przecież na żywo, co uwydatnia jeszcze bardziej atmosferę i dojrzałość albumu. Panuje tu absolutny brak schematyzmu. Kompozycje wydają się tu być tworami specyficznego kolażu, które nie są ukierunkowane na wyrażenie konkretnej historii, ale na przekaz ampułki ekspresyjności. Nie mają rozpuszczać słuchaczy liryką, ale heterogennymi środkami paranoidalnego przekazu, których mnogość okazuje się szersza, niż można się było spodziewać. Nie ma tu żadnych barier.

Kompozycje zachowane są w specyfice klimatu tej formacji, która bawi się aranżem rozrywanym kolejnymi motywami. Ciężko więc nad nimi nadążyć, bo kształt muzyki jest tak elastyczny, że pochłaniając słuchacza, jednocześnie rozrywa od środka. Kuglarstwo to, rzec można i mnogość muzycznych insynuacji, które intrygują zróżnicowaniem. Obłąkany to produkt, znieczulony eksperymentalną wizją, ale i dowód nadzwyczajnej kreatywności. Współczesne konwencje w muzyce łatwo bowiem przewidzieć i przeskoczyć. Z Orange The Juice ta sztuka nam się nie uda. Owszem gatunki muzyczne się ze sobą ścierają, ale w tak odważnej formie to rzadkość. Formacja dla wielu będzie więc uosobieniem muzycznej schizofrenii i majestatycznego ekscentryzmu. Bo kto ma na tyle tupetu, aby konfrontować metal, jazz, hip-hop, avantgarde, fusion etc. w jednej kompozycji (Romanian Beach). Growl mija się tu ze zdawkowanym skandowaniem. Muzyczny liryzm, zmienne tempa, upbeat i agresja goją tęsknotę za takim zespołem, jak Mr. Bungle i Fantomas, z których Mike Patton czułby się w Orange The Juice jak u siebie. 

Formacja dla wielu będzie więc uosobieniem muzycznej schizofrenii i majestatycznego ekscentryzmu. 

Początek nostalgicznego Summer Sea rozbijają perkusjonalia i coraz agresywniejsze noise’owe elementy rozpylane cyrkowymi ozdobnikami czy też onomatopeicznymi motywami. Formę wyjątkowo rozwijają fanaberie sekcji dętej. Gęstość melodii burzy czasem pewność konwencji, ale w większości przypadków chaos próbuje się opanowywać rozbiciem konkretnych motywów i użytego instrumentarium. Powaga tuby zostaje więc zbagatelizowana elektroniczną sieczką, a kontrasty niosą za sobą coraz nowsze rozwiązania, tj. anielskie chóry, podbite następnie klezmerskim szafotem bałkańskiego kotła dzikich instrumentaliów, a kończąc na klasycznym elektronicznym rockowym riffie, co może kojarzyć się z folkowo-rockowym Estradasphere.

The Message wnosi za sobą odrobinę więcej melodii, chociaż przypomina to bardziej polifoniczną huśtawkę. Rozciągające się melodeklamacje rozbite są na acid-jazzowych rytmach mijających się z modernistyczną wizją The Doors. Przestrzeń sali kinowej „Wrzos”, w której został zarejestrowany materiał, podkreśla saksofonowa solówka wnosząca kolejną dawkę hipnozy przejętej przez jeszcze lepsze riffy i agresywniejsze wokale. Bardziej ambientowe rejony ukazują się nam w diabolicznie mrocznym i eklektycznym A Body Without A Head, potwierdzając wyjątkowość i przyjemną nienaturalność tej muzyki.

…kakofoniczne tematy melodycznych szaleństw.

Report to już rozbuchana rytmika i melodyczny oniryzm w jednym. Na początku jednak do tego stanu wprowadzają nas insynuacje dialogów „raportujących” ludzkimi emocjami za pomocą instrumentów. Gdy wydaje się, że z tej pustki nic już więcej się nie wyłoni, czyściec wchłania nas w jeszcze większe pustkowie, z którego wyłaniają się coraz bardziej kakofoniczne tematy melodycznych szaleństw i taki też klimat zostaje podtrzymany w Blame oraz I Was Wrong. Z przedostatnim utworem następuje drastyczna konwersja lirycznego piękna, która przez szept kończy na pięknym growlu. Jak w Report tu również wszystko finalizuje się na chaotycznej wizji, która pęka i kończy kompozycje funkowo-soulowym zakąsem.

Na „The Messiah Is Back” nie znajdziemy matematycznych obliczeń, ale ich równania, które zakodowane są na długiej drodze do rozwiązania. Zachachmęcone to wszystko i gdy wydaje się, że forma została przesycona, olśniewa nas, że tak miało być. Jeśli „The Messiah is Back” okaże się mało wystarczającym produktem na audiofilskie uszy, odsyłam do wydawnictwa, które ukazało się na rynku w tym samym czasie. Sygnowany marką Orange The Juice album „The Drug Of Choice” jest nagraniem koncertu grupy zarejestrowanego w warszawskim Teatrze Rozmaitości, który rozbudowuje wizję „The Messiah Is Back”. Najnowszy album to chaotyczna wizja muzycznych hiperboli, a co najważniejsze świadoma w swoim szaleństwie i ciekawości eksperymentalizmu próba rehabilitacji terminologii jazzowo-rockowej alternatywy. Za interpretację treści nawet się nie zabieram, bo z całości zapewne można by napisać książkę opisującą wszystkie elementy, które nie jest tak łatwo ze sobą połączyć. Ich muzyka jest nieobliczalna, nieprzeliczalna, nieokrzesana i niezrównana. Twór praktycznie nierealny i mało możliwy do zrealizowania, ale dla Orange The Juice okazuje się być czymś najzupełniej naturalnym, dlatego z pewnością przekonają swoją wizją również innych muzycznych ekstrawertyków.

ORANGE THE JUICE – TRAILER KONCERTU