Tomasz Sroczyński Trio – Primal

★★★★★★★☆☆☆

1. Theme 2. Sacrifice 3. NIP 4. Primitive 5. Girlie From Another Trib 6. Mating Song 7. Day / Night 8. Invocation

9. First Snow 10. Godmother 11. Restore To Live 12. Exit Blues 

SKŁAD: Tomasz Sroczyński – skrzypce; Max Mucha – kontrabas; Szymon Gąsiorek – perkusja

PRODUKCJA: Kazimierz Nitkiewicz, Piotr Grabowski – Hanna Szwejcer’s estate in Urle (Poland). 

WYDANIE: 21 Lipca 2016 – For Tune

„Primal” to muzyka zbudowana na jednym dźwięku i jego alikwotach, w połączeniu z pochodami ćwierć i półtonowymi. – Przeczytać możemy na stronie wydawnictwa For Tune. Właściwie można by zakończyć recenzję na tym jednym zdaniu, bo wszystko zostało powiedziane. Autor zdradził całą tajemnicę albumu zwięźle i treściwie. Jakie to jednak szczęście, że większość ze słuchaczy jest teoretycznymi imbecylami i podchodzi do muzyki sercem, a nie rozumem. 

Lider projektu – Tomasz Sroczyński

Komu udało się rozwiązać muzyczny rebus z początku prosimy o chwilową amnezję i podjęcie dyskursu nad konwencją trio Tomasza Sroczyńskiego carta blanca – od nowa i bez uprzedzeń. Po co uprzykrzać sobie życie teoriami, których kalkulacje psują całe wrażenie i dławią życie samej muzyki, a „Primal” to płyta która tym życiem tętni. Każda część to odrębne istnienie, które na nowo powstaje, napędza się, naturalnie zwalnia i umiera. Prymitywizm egzystencji człowieka sprowadzony został tu do minimalnych środków ekspresji, które przez większość czasu budowane są na aleatorycznych strukturach, a więc dzięki wprowadzeniu elementu przypadkowości kompozytorskiej i wykonawczej. W reakcji z trzema instrumentami z początku wydaje się to absurdalnie chaotyczne, tym bardziej, że muzyka kipi sporą dozą atonalności i dodekafoniczną techniką budowania kompozycyjnych kreacji. 

Instrumenty zostają wzajemnie napędzane do momentu kiedy osiągając efekt kulminacyjny nawiązują ze sobą ciepłą harmonię, która powstała z wrzącej dzikości, swoją ostateczną idylliczną równowagą nastroju i brzmienia rozbudza naszą fantazję i wrażliwość na dźwięk. Każdy instrument jest bowiem odrębnym elementem, który w swojej prymitywności instynktów szuka swojego brzmieniowego wyzwolenia. Nie ma w tym krzty nienaturalności, a emocje wydają się tworzyć i kreować w bardzo dziewiczy sposób. Ten album to chyba jedna z najtrudniejszych płyt, które dane mi było tak łatwo zrozumieć pod względem emocjonalnego wydźwięku. Rozwiązania sekcji rytmicznej zaowocowały specyficznym klimatem spontaniczności. Najbardziej zaskakująca jest jednak linia skrzypiec. Instrument ten bowiem z reguły niesie za sobą przecież patetyczne i dostojne brzmienie, a mimo to równie świetnie sprawdził się w rachitycznych strukturach projektu Sroczyńskiego. 

Dynamika, napięcie i dramaturgia trzyma w napięciu nie zwalniając z obowiązku słuchania ani na chwilę. Mimo swojej brzmieniowej niedorzeczności jest w tym albumie magia, która mnie pochłonęła. Bardzo przejmujące wydawnictwo, którego wirtuozeria abstrakcji i brak akordowej wzajemności uwiedzie wielu przeciwników jazzowej awangardy.