Ci Księżycowi Grzesznicy to nowość na słowackiej scenie metalu. Te klimaty nie powinny być jednak obce fanom Epici, After Forever czy też niezapomnianym Sonata Arctica. Liczne zmiany, jakich dotknął ten zespół nie pozwoliły jednak na zabicie iście skandynawskiego ducha owych kompozycji. W zasadzie można stwierdzić, że album skutecznie łączy moc i wartość melodii, która nie zawsze jest na dobrym poziomie tego typu gatunkowej prezentacji. Krążek na naszej słowiańskiej scenie mógłby naprawdę zawojować na metalowej scenie. Niestety, plany może pokrzyżować tragiczna produkcja. Jest w tym bowiem jakaś niepotrzebna łata garażu, stłumienia kompletnego, która wprost razi amatorszczyzną, a szkoda, bo zdejmując audiofilskie klapki, niczego temu zespołowi nie brakuje. Czuję się trochę oszukany, bo jest wszystko na swoim miejscu, ale potencjał tego albumu brzmi jakościowo jak banalne demo. Szkoda, ciekawe instrumentalne wyzwolenia, chwytliwe melodie ścierające się z metalowym kurzem… Wszystko to już było i… no właśnie – było… Czyżby symfoniczny metal znów powrócił w łaski stęsknionych fanów? Aha, jeszcze jedno! Śmiało można by ich zacząć przyrównywać do następców fińskiej legendy Nightwish, bo w tę, która istnieje w owej postaci nikt już chyba nie wierzy.