Robot House – Krytyczny wyjątek

●●●●●○○○○○

1. Podejrzany 2. Człowiek 3. Miasto 4. Mikrofon 5. Monster 6. Pełna wydajność 7. Wizja Lokalna 8. Wiwisekcja 9. Bond 10. Chanting 11. Venus 12. Podejrzany podejrzany 13. Outro

SKŁAD: Krzysztof Birowski – perkusja, bas, gitara, wokal; Julia Kwietniewska – wokal, klawisze; Szymon Smolak – perkusja, bas, gitara; Marcin Kucharczyk – bas, gitara; gościnnie: Zbyszek Tyczyński, Filip Kozak, Piotr Kwietniewski

PRODUKCJA: Paweł Cieślak, Piotrek Semiras, Krzysiek Birowski

                                                                    WYDANIE: 24 września 2012 – fyh! records

Robot House w paru słowach (dla większości): alternatywa, scena niezależna, Wrocław. Dla mnie: zróżnicowanie, problematyczna ocena i nieprzespane noce. W porządku, nieprzespane noce to może zbyt mocne stwierdzenie. Zanim jednak wyjaśnię, skąd mój ambiwalentny stosunek do Robot House, krótko o formacji. Grupa ta powstała w 2010 we Wrocławiu i jest ona skutkiem, jak głosi wszechwiedzący Facebook: niezobowiązującego grania trzech przyjaciół. W ubiegłym roku wydali EP-kę „Robot House”, a w roku bieżącym  longplay „Krytyczny wyjątek”.

Pierwszy utwór na „Krytycznym wyjątku” – Podejrzany podejrzany – wydaje się tłumaczyć nazwę zespołu. Surowość i skandowany tekst rzeczywiście kojarzą mi się z robotami, choć muszę dodać, że utwór, mimo że otwiera album, nie porywa, a chwilami wręcz się dłuży. Lepszy jest już Człowiek, w którym pada świetne zdanie: wszyscy ludzie wyprzedani/ innym razem zapraszamy. Rozedrgana emocjonalnie kompozycja Miasto to na tyle chaotyczny numer, że najpierw zdawało mi się, że przypadkowo włączyłam w kilku zakładkach ten sam utwór, by potem przekonać się, że się mylę. 

Każdy jakieś hobby ma (fot. profil zespołu na portalu Facebook)

Jednym z lepszych reprezentantów albumu okazuje się industrialna Pełna wydajność, ponownie przywodząca na myśl roboty (jestem robotem/ maszyną pracującą/ mam zwoje miedziane /i pompę tłoczącą). Poza świetnym tekstem, dużym atutem jest właśnie elektroniczno-rockowe, konkretne brzmienie. Kolejna na playliście Wizja lokalna trochę odstaje od reszty, być może dlatego, że jest wykonywana, wbrew tytułowi, w języku angielskim. Zdecydowanie bardziej przemawiają do mnie teksty w języku polskim – chociażby Mikrofon, w którym Julia Kwietniewska pięknie… całuje się z mikrofonem, czy wyżej wymieniony Człowiek.

Niestety nie ma róży bez kolców, wiec łatwo przyszło mi znalezienie najsłabszych stron albumu. W Wiwisekcji możemy usłyszeć nie do końca uzasadnione zawodzenie, tudzież lament, który wcale nie przydaje albumowi artyzmu, lecz jest słabym „wypełniaczem”. Jest to niestety częsta praktyka również na płytach innych wykonawców. Jeśli kiedykolwiek szukaliście odpowiedniej definicji słowa „kakofonia”, to polecam przesłuchanie numeru Chanting. Z zawodzenia tym razem muzycy przechodzą w charkot i gardłowe wrzaski. Granica między sztuką a groteską jest tu bardzo cienka. Trudno mi powiedzieć, co w tym utworze jest zamierzone i przerysowane, a co wymknęło się muzykom spod kontroli. Coś jeszcze? Tuż po Chanting słyszymy kolejną wpadkę. Julia Kwietniewska to artystka niewątpliwie utalentowana, aczkolwiek po przesłuchaniu utworu Venus można mieć co do tego wątpliwości. Outro, skądinąd niezły numer (ta gitara!), wydaje się nie przystawać do eksperymentalno-rockowo-elektronicznej reszty. Ocena całości jest niezmiernie trudna. Z jednej strony kilka przyzwoitych utworów z dobrymi tekstami, z drugiej coś „z zupełnie innej beczki”, nijakie piosenki, które wręcz drażnią słuchacza, a w najlepszym wypadku przechodzą bez echa. Album jest na tyle nierówny, że nie mogę dać mu wyższej oceny niż 5/10, choć potencjał pewnie jest. Pozostaje mieć zatem nadzieję, że w muzyce Robot House gustować będą koneserzy niekonwencjonalnych dźwięków. Dla zwykłej przyjemności płyty tej słucha się dość trudno. Kiepsko nadaje się jako podkład muzyczny do spotkania, pracy czy nauki, a już na pewno nie dla relaksu. Nie chcę nikogo zniechęcić, bo może akurat ktoś gustuje w takich nietuzinkowych brzmieniach. Zresztą fanów zespół ma i koncerty daje (notabene niedawno z Plug&Play we Wrocławiu, nieźle, prawda?). Być może ktoś wśród czytelników akurat pokocha te dźwięki? Dla takich utworów, jak Pełna wydajność i Mikrofon na pewno warto.