Axel Rudi Pell – Magic

1.Swamp Castle Overture (intro) 2. Nightmare 3. Playing With Fire 4. Magic 5. Turned To Stone 6. The Clown Is Dead 7. Prisoner Of The sea 8. Light In The Sky 9.The Eyes Of the Lost 

SKŁAD: Jeff Scott Sotto – wokal; Axel Rudi Pell – gitara, Volker Krawczyk – bas; Jorg Micheal – perkusja; Christian Wolff – klawisze.

PRODUKCJA: Axel Rudi Pell i Urlich Posselt

WYDANIE: 8 września 1997 – Spv

Czymże jest magia? Każdy z nas ma swoje definicje. Jedni mówią o czarach, siłach nadprzyrodzonych, a inni nazywają tak moc, która pozwala robić coś z niczego. W naszym rzeczywistym świecie można dostrzec pewnego rodzaju cuda, ale czy są one czymś naprawdę wyjątkowym? Każdy interpretuje owe zjawiska na swój sposób. Jednak czy można mówić o magii w przypadku muzyki, zwłaszcza metalowej? Wyobraźcie sobie gitarzystę i kompozytora, który swój styl grania na tym instrumencie wykreował jeszcze w zespole Steeler, aby potem już pod własnym szyldem tworzyć muzykę, którą można zakwalifikować do gatunku melodyjnego metalu. Muzyk, który od 1989 roku praktycznie tworzył to samo. Owszem, na pierwszych płytach był to jeszcze nieoszlifowany „diament”, w którym pełno było heavy-metalowego zacięcia rodem z wcześniej wspomnianego Steeler czy Running Wild. Potem, tj. od albumu „Between The Walls”, konsekwentnie tworzył swój magiczny świat, gdzie każdy utwór był czymś nadzwyczajnie pięknym i wyjątkowym. Potrafił oczarować dźwiękami, melodiami, klimatem, solówkami i całą swoją grą. Najciekawsze jest to, jeśli chodzi o samą muzykę, że kolejne albumy nie spadały poniżej pewnego poziomu…

O kim mowa? Kto jest tym, który zamiast różdżki ma gitarę? Kto jest tym magikiem, który nie rzuca czarów, a mimo to potrafi oczarować słuchacza, tworząc coś pięknego z niczego i grając w kółko od lat to samo? Tym czarodziejem jest nie kto inny jak maestro Axel Rudi Pell, który w kategorii melodyjnego metalu jest królem i do dziś ten stan rzeczy się nie zmienił. W muzyce Axela śmiało można wyłapać inspirację takimi gitarzystami, jak Ritchie Blackmore czy Yngwie Malmsteen. Jednak mimo wyraźnych i słyszalnych inspiracji wykreował swój własny, nie do podrobienia styl. Klimat, melodyjność, energiczne i pełne finezji solówki, emocje, mocna sekcja rytmiczna, nawiązujące do Rainbow czy Deep Purple klawisze, a wreszcie piękny, podniosły i melodyjny wokal, który prowadzi dialog z instrumentem – to nieodzowne elementy jego stylu, przewijające się na każdej płycie. Axel Rudi Pell trzyma wysoki poziom i właściwie nie ma na swoim koncie słabego i niedopracowanego albumu, toteż ciężko wybrać ten najlepszy. Z pewnością czołowe miejsce zajmuje wspomniane „Between The Walls” oraz „Magic”.  

„Magic”, nomen omen, rzeczywiście jest płytą magiczną. To album utrzymany w charakterystycznym stylu, który potwierdził inspiracje starszymi krążkami ze swojej dyskografii. To nie lada sztuka grać i „powielać” te same od lat motywy, a jednak wciąż trzymać wysoki poziom. To jest już prawdziwa perfekcja, do której bardziej skłonny byłbym przyrównać genialny „Between The Walls” aniżeli przebojowy „Black Moon Pyramid”, gdzie pojawiło się kilka zbędnych eksperymentów, przez co album nie był bez skaz. „Magic” niczym „Between The Walls” potrafi zauroczyć i dostarczyć sporo emocji, a każdy utwór to inna historia. Mimo tego samego stylu, jaki serwuje Axel od roku 1989, trzeba przyznać, że „Magic” jest cięższym albumem niż dwa poprzednie wydawnictwa. Słychać, że w wielu miejscach muzyka ociera się o heavy i power metal w konwencji stricte melodycznej, czego dowodem może być Nightmare – rasowy, szybki kawałek, będący wariacją na temat mocniejszych rejonów tego gatunku. Konstrukcja utworu czy refren bardzo przypominają poprzedni album „Black Moon Pyramid” bądź heavy-metalowe początki w Steeler, a nawet elementy kojarzące się z pierwszym krążkiem „Wild Obsession”. Mamy tu bardziej złożone solówki powalające precyzją i finezją; do tego ta nieprzewidywalność. Kolejny dowód na to, że Axel jest wyjątkowym gitarzystą, śmiało podążającym ścieżką wyznaczoną przez Ritchiego Blackmore’a. W podobnej konwencji utrzymany jest Playing With Fire, który w lekkim otwarciu ma w sobie coś z hard rocka. W tym utworze znakomicie prezentuje swoje umiejętności perkusista Jorg Micheal grający znacznie ciekawej, z większym rozmachem i pomysłem niż na płycie „Running Wild”. Do grona zadziornych kawałków, w których można wyłapać spore ilości heavy i power metalu w melodyjnej formie, należy zaliczyć również Turned To Stone, Prisoners of The Sea czy też przebojowo rozpędzony Light in the Sky. Ponad połowę płyty zapełniają szybkie kompozycje, które sprawiają, że album jest naprawdę mocny i dynamiczny. Pod tym względem jest jednym z ostrzejszych albumów, jeżeli nie najostrzejszym. Magia Axela polega na tym, że każde wydawnictwo jest bardzo zróżnicowane, więc i tutaj pojawiają się kompozycje o innym charakterze. Standardowo musi pojawić się utwór instrumentalny. Tak jest i na „Magic”, choć ten element został ograniczony wyłącznie do 2-minutowego intra w postaci Swamp Castle Overture. Zachwyca on klimatem oraz jakże wspaniałą grą klawiszowca Christiana Wolfa, odpowiedzialnego za tę specyficzną lekkość i aurę melodyjnego świata, chociaż w tym utworze nie słychać go tak mocno jak w jego najbardziej znanych numerach. Niemniej jednak są tu dwie nieśmiertelne kompozycje, które zapisały się w historii twórczości Axela. Pierwszą z nich jest tytułowy Magic – opierający się na stonowanym tempie, wolniejszej perkusji oraz równie mocnym basie i wokalu. Zapewne niejednemu słuchaczowi skojarzy się z Black Sabbath z ery Tony’ego Martina. Drugą niesztampową kompozycją jest licząca sobie ponad 12 minut The Clown Is Dead – melancholijna, wzruszająca, klimatem przypominająca Queen. To najdłuższa ballada, z jaką miałem do czynienia i zarazem jedna z tych najpiękniejszych. Świetnie zaaranżowane klawisze zapewniają tu lekkość i odpowiedni klimat, a znakomity wokal Jeffa Scotta Sotto nadaje całości nutki teatralności. Utwór po prostu ponadczasowy. Sotto to znakomity wokalista, z prawdziwej czołówki, co udowadnia po raz kolejny na płycie Axela, czując się znakomicie zarówno w tych szybkich, bardziej rozbudowanych kompozycjach, jak również w balladach. Przekonać nas może o tym chociażby w The Eyes Of the Lost. Jeff na tym albumie zaśpiewał po prostu perfekcyjnie. Z mocą, zaangażowaniem i z całego serca. Wracając do wspomnianej ballady trzeba podkreślić, że romantyczny wydźwięk i dialog między wokalem i gitarą Axela jest na tyle atrakcyjny, iż w wielu przypadkach zapiera dech w klatce piersiowej. Nie trzeba wierzyć w cuda i czary, ale jak inaczej określić muzykę zawartą na „Magic”? Jak wyjaśnić zjawisko, w którym Axel porusza się od debiutanckiego albumu i wciąż siedzi na swoim tronie melodyjnego metalu, nagrywając w bardzo regularnym odstępie czasowym krążki zachwycające słuchaczy? Jak inaczej nazwać sposób wygrywania przez Axela solówek czy riffów, tworzenia klimatu i pięknych melodii na swoich płytach? Chociaż od premiery minęło sporo czasu, bo album został wydany w 1997 roku, to jednak wciąż zachwyca swoim perfekcyjnym wykonaniem, znakomitymi kompozycjami, zróżnicowaniem materiału, nastrojem i wszystkim, czego wymaga dusza. Axel nagrał wiele świetnych albumów, ale „Magic” należy umiejscowić w czołówce. Obok „Between The Walls” to najwspanialsze dzieło, które umocniło pozycję artysty w gatunku melodyjnego metalu. Nie ma sobie równych. Klasyka, wstyd jej nie znać. Czy wierzycie w magię? Jeśli nie, to może najwyższy czas dać się oczarować muzyce Axela i przeniknąć do tej części jego świata?