Girls in Airports to duński zespół z Kopenhagi, który dorobił się własnego, rozpoznawalnego brzmienia gwarantującego mu uznanie słuchaczy już na kilku kontynentach. „Dive” to szósta płyta w ich dorobku konsekwentnie eksplorująca przestrzeń jazzu, afro, indie, krautrocka i popu. Kwintet niespodziewanie zakończył kontrakt z uznaną brytyjską oficyną Edition Records i swoje najnowsze wydawnictwo nagrał w swoim rodzinnym mieście. Czy zmiana wydawcy znacząco wpłynęła na ich styl?
Duński kwintet jest niebywale konsekwentny na swej muzycznej drodze. Ciągle ewoluuje, ale w określonych przez siebie granicach. Girls in Airports mają zdolność łączenia stricte psychodelicznych tematów z niemal pastoralną warstwą harmoniczną. Taką atmosferę tworzą chociażby liczne partie fletu, jak w Collision i Waving Leaves. Szczególnie ważną rolę w ich muzyce odgrywa polifonia, aczkolwiek poszczególne melodie zapętlają się na zasadzie znacznie bliższej jazzowej improwizacji niż bachowskiej fugi. W końcu kolorystyka brzmienie całego zespołu, która nieraz przywołuje na myśl elektryczne lata 80. (Broke) jest najlepszym wyznacznikiem jakości całego nagrania.
„Dive” jest płytą spójną stylistycznie i dojrzałą, potrafiącą wydobyć z zespołu ich największe atuty. Znajdziemy tam idealny balans pomiędzy subtelnością melodii i zadziornością partii solowych saksofonu czy klarnetu. Narracja jest płynna, pełna niuansów i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Wymaga skupienia, a jednocześnie odpręża. Znajdzie się tam miejsce na nordycki liryzm i brazylijskie rytmy. Jest odpowiednikiem koncepcji yin i yang, gdzie każdy element muzycznej konstrukcji zawiera pierwiastek swojego przeciwieństwa.