Mastodon – Emperor of Sand

★★★★★★★★✭☆

1. Sultan’s Curse 2. Show Yourself 3. Precious Stones 4. Steambreather 5. Roots Remain 6. Word to the Wise 7. Ancient Kingdom 8. Clandestiny 9. Andromeda 10. Scorpion Breath 11. Jaguar God

SKŁAD: Brent Hinds – gitara prowadząca, wokal; Bill Kelliher – gitara rytmiczna, wokal; Troy Sanders – gitara basowa, wokal; Brann Dailor – perkusja, wokal

PRODUKCJA: Brendan O’Brien

WYDANIE: 31 marca 2017 – Reprise/Warner Music Poland

Słuchając siódmego albumu Mastodon, należy odpowiedzieć sobie na pytanie: czego oczekuję od metalowego zespołu, który osiągnął ogromny komercyjny sukces, zapełnia sale koncertowe i cieszy się wśród fanów opinią jednego z najlepszych zespołów, jakie aktualnie istnieją? Czy oczekuję, że wrócą do wytarzanych w brudzie sludge’owych walców? Czy liczę na epickie i skomplikowane kompozycje na miarę tych z „Crack the Skye”? A może chcę usłyszeć więcej metalowych przebojów, jakie wypełniały „The Hunter”? Zależnie od tego, jaka będzie wasza odpowiedź, wasza opinia o „Emperor of Sand” będzie inna. Osobiście chcę, żeby Mastodon robił, co im się żywnie podoba. Podchodzę więc do nowej muzyki z otwartymi ramionami.

Żródło

Nowy album to powrót do złożonej koncepcyjnie opowieści. Cesarz piasku zobrazowany przez Medusawolfa na okładce albumu to tak naprawdę rak. Wokół zespołu zawsze unosiła się tragedia. „Crack the Skye” pod całą skomplikowaną symboliczna otoczką skrywało historię samobójstwa siostry Branna w 1990 roku. Utwór The Hunter z kolei poświęcony był śmierci brata Brenta, który zginął w czasie polowania (premiera najnowszej płyty ma miejsce w rocznicę jego śmierci), a na „Once More ’Round the Sun” duży wpływ miał stan zdrowia mamy Branna, która była w tamtym okresie na intensywnej terapii po nieszczęśliwym upadku. Mastodon wydają się więc być zespołem, który używa swojej muzyki jako formy radzenia sobie z żałobą i smutkiem. „Emperor of Sand” został powołany do życia przez parę wydarzeń, które wstrząsnęły grupą z Atlanty w ostatnich latach. Żona Troya zmagała się z rakiem piersi, którego udało jej się pokonać. Niestety matka Billa, u której wykryto raka mózgu nie miała tyle szczęścia i zmarła. Te wydarzenia musiały pozostawić piętno i właśnie z nim próbują sobie poradzić Amerykanie na nowej płycie.

Przejdźmy wreszcie do muzyki zawartej na „Emperor of Sand”. Przed premierą grupa poczęstowała nas trzema zróżnicowanymi utworami, które wydaje się wprowadziły wielu ludzi w konsternację. Sultan’s Curse powinien przypaść do gustu fanom Mastodon z każdego okresu – szybkie tempo i mocny riff przewodni, a do tego nieoczywiste przejście. Show Yourself trochę niektórych zszokował, choć powinni byli się tego spodziewać po wybitnie przebojowym The Motherload. Mastodon musieli nagrać kolejny hit, tym razem może aż nadto przesłodzony, ale nie można odmówić mu siły przebicia. Ja się nie mogę od tej melodii odgonić. Metal potrzebuje takich przebojów. Ostatni singiel, Andromeda, pokazał mroczniejsze oblicze nowego krążka i chyba stał się faworytem słuchaczy. Na pewno pomógł w tym gościnny występ Kevina Sharpa z Brutal Truth, który wzmocnił jego bezkompromisowy wydźwięk.

Źródło

A co z resztą albumu? Jak się mają do niego zaprezentowane single? Co od razu staje się oczywiste, to jak wielki wpływ wokalnie miał na tę płytę Dailor. Album jest wypełniony melodią i nieskazitelnie czystymi wokalami perkusisty. Szczególnie w pierwszej połowie płyty. W drugiej słychać zmianę tonu, a kompozycje stają się trudniejsze. Pojawia się też trochę motywów, których brakowało od jakiegoś czasu na płytach gigantów z Atlanty. Steambreather porywa zmysłowymi partiami gitary i chyba najmocniejszym na płycie refrenem. Udało się w nim zachować idealny balans pomiędzy melodią a ciężarem. Świetnie wypada duet wokalny Dailora i Sandersa w Roots Remain i Word to Wise. Brzmią razem bardzo klimatycznie. Ten pierwszy rozwija się w ciekawy sposób i kładzie duży nacisk na klimat, a Word to Wise to brutalny cios w twarz i kop w brzuch na dokładkę, który łagodzi tylko podniosły śpiew Dailora. Hinds po prostu wymiata w tych dwóch utworach, serwując natchnione solówki. Ancient Kingdom z początku wydał mi się nijaki, a teraz jest jednym z moich ulubieńców. Dailor urozmaica tutaj swoją gęstą grę i tak prostym zabiegiem jak wysunięcie talerzy na front sprawia, że brzmi on świeżo, do tego w refrenie słyszymy dzwony, które przywołują ducha, nomen omen, Ghost. Clandestiny spodoba się wielbicielom „Crack the Skye” i „Blood Mountain”, a to dzięki wokalnemu duetowi Sandersa i Hindsa. Przede wszystkim jednak spodoba wam się space rockowy pasaż zaczynający się w okolicach 2 minuty. Jak zwykle na płycie znalazło się miejsce dla Scotta Kelly’ego (Neurosis). Wspomaga on zespół w Scorpion Breath. Wyszedł z tego jeden z najbardziej drapieżnych kawałków. Większość recenzentów wydaje się być zachwycona utworem kończącym „Emperor of Sand”. Sam zespół przyznaje się do bardzo do niego emocjonalnego stosunku. Czytałem, że często kończyli go grać we łzach. To prawda, słychać w nim smutek. Brent pokazuje tutaj swoją najwrażliwszą twarz, śpiewając bardzo delikatnie na akustycznym podkładzie. Kiedy mogłoby już się zdawać, że pozostanie on mroczną balladą, przechodzi on w ofensywę. Wokale prowadzą ze sobą dynamiczny dialog na miarę tych, które wypadły tak fascynująco na „Crack the Skye”. Hinds oferuje tutaj też jedną z najbardziej emocjonalnych solówek albumu. Jest to godne zakończenie krążka, które pozostawia po sobie chęć rychłego powrotu.

Odniosę się teraz do pytań retorycznych z początku tekstu. „Emperor of Sand” dla wielu może być powtórką z rozrywki i w pełni to rozumiem. Mało na nowej płycie nowatorstwa, Mastodon grają po prostu to, co im najlepiej wychodzi i udało im się nagrać kolejny bardzo mocny materiał. Starają się jednak urozmaicać swoje kompozycje i trudno mówić o nudzie czy zastoju w kontekście nowej płyty. Pokuszę się o nazwanie jej „Blood Mountain meets The Hunter”. Mamy mnóstwo melodii i konstrukcji charakterystycznych dla typowych piosenek, ale równie wiele w zestawie złożonych momentów, które powinny przekonać do siebie tych, którzy okrzyknęli zespół przesadnie mainstreamowym. Nie napiszę, że „Emperor of Sand” to monolit, bo zdarzają się momenty słabsze i zwyczajnie wtórne, ale w ogólnym rozrachunku mnóstwo tu znakomitej muzyki, której nikt inny nie dałby rady skomponować. Dla mnie Mastodon pozostaje bezkonkurencyjny.