Dogs in Trees – Pióra Mew

★★★★★★★☆☆☆

1. Like+As+If  2. Seabed 3. Enough 4. Unless 5. Usf  6. Pióra Mew 7. Teraz I Jutro 8. Holes 9. To Freeze

SKŁAD: Paweł Goździewicz – klawisze, elektronika, gitara, perkusja, gitara basowa

PRODUKCJA: Daniel Cichowski & Paweł Goździewicz – Zowa Studio

WYDANIE: 26 czerwca 2015 – Alchera Visions‎

Można powiedzieć, że nowofalowe eksperymenty obecnie mają nieco dziwaczny kształt w obliczu współczesnych realiów świata muzyki. O ile sprawdzało się to w latach 80., dziś przez swój surowy i skrajnie syntetyczny charakter takie muzyczne eskapady mogą w wielu przypadkach okazać się parodią terminologii new wave. Dogs in Trees to jednak świetny przykład na to, że nowa fala i dziś ma rację bytu, a o nią przecież w Polsce nie łatwo. Nawet akcja crowdfundingowa na rzecz wydania opisywanego krążka się nie powiodła, a którą zorganizował prowodyr całego zamieszania – Paweł Goździewicz. Album z jasnych więc przyczyn miał ze swoją premierą delikatne opóźnienie, ale lepiej późno niż wcale.

Ten krążek to wehikuł czasu, który automatycznie, już od pierwszych dość rachitycznych klawiszy, przenosi nas do początków ery takich gatunków, jak synth pop i new romantic. Dogs in Trees nie silą się jednak na modernizację zapisanego w dziejach muzyki pojęcia nowej fali. Wręcz przeciwnie, skupiają na nim jak najlepsze odwzorowanie. Absolutnie nie jest to jednak materiał przerysowany w podjętej przez siebie konwencji. Na płycie priorytet stanowi mrok i niepokój. Czasem, świadomie czy też nie, czuć powiew gotyckiego podmuchu wczesnych dokonań The Cure i owej stylistyki goth rocka. Materiał dość hipnotyczny (Unless) z atmosferą wyzwalającą na myśl poważne duchowe rytuały, ale – o dziwo – w swoim kuriozum często zahacza w tym samym momencie o popowe ozdobniki, ciekawie żonglując muzyczną gatunkowością, która nie ucieka od inspiracji największymi, jak Joy Division, Killing Joke, Depeche Mode, INXS czy też wspomnianym The Cure, etc. Generalnie pobudzają dość łagodnym brzmieniem, wykorzystując przy tym samym mnogość elektronicznych instrumentów klawiszowych i perkusyjnych elementów okrytych czystym technicznie wokalem. Co jest naprawdę istotne, to fakt wykorzystania gitarowych wstawek. Jak wiadomo, nowa fala wywodzi się z punk rocka, toteż wspomniany element i fuzja tej bardziej popowej twórczości z odrobiną surowizny świetnie się tu sprawdza, czego przykładem mogą być takie kompozycje, jak Seabed oraz agresywny Holes. Takich stricte rockowych „elementów” jak w wyżej wymienionych utworach w pozostałych kawałkach niekiedy mi jednak brakowało, ale rozumiem, że nie to było na rzeczy i w myśl konwencji Dogs in Trees. Gitara często bardzo łatwo kamuflowana jest bowiem z mechaniczną formą industrialnych turbulencji, które jednak nie drażniły mnie swoją syntetycznością.

Dogs in Trees to jednak świetny przykład na to, że nowa fala i dziś ma rację bytu.

Najważniejszym elementem potwierdzającym wielką wartość tej formacji jest właśnie niezwykła wielorakość brzmieniowa albumu, który przecież w klasycznym ujęciu swojej konwencji taki być nie musi. Forma ta jest zamknięta raczej w hermetycznej przestrzeni charakteryzującej się sztywnymi strukturami, często wykorzystując i powielając wcześniejsze rytmiczno-melodyczne szablony. Krążek „Pióra Mew”, wbrew wszystkiemu, pięknie reprezentuje mnogość stylistycznych pojęć nowej fali, rozszerzając ją o swoje eksperymentalizmy. Mamy przecież stricte duszną elektronikę syntezatorów à la Massive Attack w Seabed bądź samo Depeche Mode, które usłyszymy w Like+As+If. Ponadto czekają na nas ambientowe Pióra Mew, mocno industrialne Unless, melodyjne Usf i moi faworyci w całokształcie podjętej formy, tj. Holes oraz Teraz i jutro.

Album okrywają chłodne depresyjno-transowe klimaty podlane innymi eksperymentalnymi motywami, bowiem pojawiają się nawet akustyczne partie wprowadzające na płytę nieco dystansu i dozę intymności, o którą trudno przy „archaicznej” elektronice (Enough, Freeze). Teksty skrajnie minimalne, wręcz urwane w swojej treści, dające, rzecz jasna, duże pole do popisu naszej wyobraźni; zwłaszcza te polskie, które najbardziej przypadły mi do gustu (Teraz i jutro). Genialne w swojej wymowie, bynajmniej nie małostkowe, poruszające w swojej refleksji.

Wokale to w dużym stopniu element, który równie ciekawie zmienia swoje oblicza. Goździewicz czasem z dość sztuczną wymową artykułuje swoje teksty, a czasem spłyca je do minimalistycznych deklamacji (Enough). Czasem przypomina swoją barwą Andrew Eldritcha z Sister Of Mercy (Holes), a czasem wydobywa z siebie wokal nieporównywalny do nikogo innego bądź też zabarwionego technicznymi nakładkami wynoszącymi na coraz to dalsze rejony inspiracji. Nie jest to więc element statyczny, ale coś, co tworzy własną przestrzeń brzmień, co trzeba naprawdę docenić. Zwróćcie chociażby uwagę na zagadkowe motywy melodeklamacji za sprawą kompozycji Pióra Mew opartej na noweli Johna Maxwella Coetzee’go „Foe” czy też rozwleczone i relaksujące w przestrzeni monotonni wspomniane Usf.

Paweł Goździewicz przeszedł ze swoją twórczością kawał drogi i chociaż na przestrzeni lat ukazywały się EP-ki, to właśnie ten longplay może otworzyć jemu (!) nową falę popularności. Dogs in Trees potrafi uderzyć swoją melancholią, siłą pozornie niewyczuwalnej przebojowości, brzmieniową wielowątkowością, a to wszystko spojone klamrą historii muzycznych dziejów, które w formie nowej fali, jak się okazuje, ostatniego słowa jeszcze nie dopowiedziano.